Читать онлайн книгу "Niebie Zaklęć"

Niebie ZaklД™Д‡
Morgan Rice


KrД™gu CzarnoksiД™Ејnika #9
Thorgrin w koЕ„cu dochodzi do siebie i musi raz na zawsze rozprawiД‡ siД™ ze swym ojcem. Rozgrywa siД™ epokowa bitwa, gdy dwГіch tytanГіw staje naprzeciw siebie, a Rafi za pomocД… swych mocy przyzywa armiД™ nieumarЕ‚ych. Po zniszczeniu Miecza Przeznaczenia, gdy waЕјД… siД™ losy KrД™gu, Argon i Alistair bД™dД… zmuszeni przyzwaД‡ swe magiczne moce, by pomГіc dzielnym wojownikom Gwendolyn. Jednak nawet ich pomoc nie na wiele by siД™ zdaЕ‚a, gdyby nie powrГіt Mycoples i jej nowego kompana, Ralibara. Schwytana przez Romulusa Luanda usiЕ‚uje go pokonaД‡, podczas gdy waЕјД… siД™ losy Tarczy. Tymczasem Reece z pomocД… Selese usiЕ‚uje poprowadziД‡ swych ludzi z powrotem w gГіrД™ Kanionu. Ich uczucie pogЕ‚Д™bia siД™, lecz wraz z pojawieniem siД™ dawnej miЕ‚oЕ›ci Reece’a, jego kuzynki, rodzД… siД™ nieporozumienia i tragiczny trГіjkД…t miЕ‚osny. W KrД™gu panuje wielka radoЕ›Д‡, gdy Imperium zostaje ostatecznie z niego wypchniД™te, a Gwendolyn zyskuje szansД™, by zemЕ›ciД‡ siД™ na McCloudzie. Jako nowa krГіlowa KrД™gu Gwen uЕјywa swej wЕ‚adzy, by po raz pierwszy w historii zjednoczyД‡ MacGilГіw i McCloudГіw oraz rozpoczД…Д‡ nieЕ‚atwД… odbudowД™ krГіlestwa, armii i Legionu. KrГіlewski DwГіr powoli rodzi siД™ na nowo, gdy wszyscy pomagajД… w odbudowie. Przeznaczone mu jest staД‡ siД™ nawet wspanialszym grodem, niЕј wyЕ›niЕ‚ sobie jej ojciec, a w trakcie odbudowy sprawiedliwoЕ›Д‡ w koЕ„cu dosiД™ga Garetha. TakЕјe Tirus trafia w rД™ce sprawiedliwoЕ›ci i Gwen musi podjД…Д‡ decyzjД™, jakiego rodzaju przywГіdczyniД… chce byД‡. MiД™dzy synami Tirusa rodzi siД™ wielki konflikt, kiedy okazuje siД™, Ејe nie kaЕјdy z nich w ten sam sposГіb patrzy na Е›wiat, i raz jeszcze wybucha walka o wЕ‚adzД™, gdy Gwen rozwaЕјa, czy przyjД…Д‡ zaproszenie na Wyspy GГіrne i zjednoczyД‡ ponownie caЕ‚y rГіd MacGilГіw. Erec zostaje wezwany, by powrГіciД‡ do swych ludzi na Wyspy PoЕ‚udniowe i spotkaД‡ siД™ ze swym umierajД…cym ojcem. Alistair doЕ‚Д…cza do niego i rozpoczynajД… siД™ przygotowania do ceremonii ich zaЕ›lubin. ByД‡ moЕјe takЕјe Thora i Gwendolyn czekajД… wkrГіtce podobne przygotowania. Thor zbliЕјa siД™ do swej siostry i gdy Ејycie w KrД™gu pЕ‚ynie znГіw spokojnie, czuje, iЕј coЕ› wzywa go do odbycia najwiД™kszej wyprawy ze wszystkich: do odlegЕ‚ej krainy, w ktГіrej odnajdzie swД… tajemniczД… matkД™ i dowie siД™, kim naprawdД™ jest. PoЕ›rГіd licznych przygotowaЕ„ do ceremonii zaЕ›lubin, wraz z powrotem wiosny, odbudowД… KrГіlewskiego Dworu i planowanymi biesiadami, w KrД™gu zdaje siД™ panowaД‡ pokГіj. Lecz niebezpieczeЕ„stwo czai siД™ w niespodziewanych miejscach i najwiД™ksze zgryzoty bohaterГіw byД‡ moЕјe dopiero nadejdД…. OdznaczajД…ce siД™ wyszukanД… inscenizacjД… i charakteryzacjД… NIEBO ZAKLД?Д† to epicka opowieЕ›Д‡ o przyjacioЕ‚ach i kochankach, rywalach i zalotnikach, rycerzach i smokach, intrygach i politycznych machinacjach, o dorastaniu, o zЕ‚amanych sercach, oszustwach, ambicji i zdradzie. To opowieЕ›Д‡ o honorze i odwadze, losie i przeznaczeniu, o magii. To fantazja wciД…gajД…ca nas w Е›wiat, ktГіrego nigdy nie zapomnimy i ktГіry przemГіwi do wszystkich grup wiekowych i pЕ‚ci. Teraz dostД™pne sД… takЕјe ksiД™gi 10-17 cyklu!





Morgan Rice

Niebie ZaklД™Д‡ (KsiД™ga 9 KrД™gu CzarnoksiД™Ејnika)





PRZEKЕЃAD: SANDRA WILK




Morgan Rice

Morgan Rice plasuje siД™ na samym szczycie listy USA Today najpopularniejszych autorГіw powieЕ›ci dla mЕ‚odzieЕјy. Morgan jest autorkД… bestsellerowego cyklu fantasy KRД„G CZARNOKSIД?Е»NIKA, zЕ‚oЕјonego z siedemnastu ksiД…Ејek; bestsellerowej serii WAMPIRZE DZIENNIKI, zЕ‚oЕјonej, do tej pory, z jedenastu ksiД…Ејek; bestsellerowego cyklu thrillerГіw post-apokaliptycznych THE SURVIVAL TRILOGY, zЕ‚oЕјonego, do tej pory, z dwГіch ksiД…Ејek; oraz najnowszej serii fantasy KRГ“LOWIE I CZARNOKSIД?Е»NICY, skЕ‚adajД…cej siД™ z dwГіch czД™Е›ci (kolejne w trakcie pisania). PowieЕ›ci Morgan dostД™pne sД… w wersjach audio i drukowanej, w ponad 25 jД™zykach.

Morgan czeka na wiadomoЕ›Д‡ od Ciebie. OdwiedЕє jej stronД™ internetowД… www.morganricebooks.com (http://www.morganricebooks.com/) i doЕ‚Д…cz do listy mailingowej, a otrzymasz bezpЕ‚atnД… ksiД…ЕјkД™, darmowe prezenty, darmowД… aplikacjД™ do pobrania i dostД™p do najnowszych informacji. DoЕ‚Д…cz do nas na Facebooku i Twitterze i pozostaЕ„ z nami w kontakcie!



Wybrane komentarze do ksiД…Ејek Morgan Rice

„Porywające fantasy, w którego fabułę wplecione są elementy tajemnicy i intrygi. „Wyprawa bohaterów” opowiada o narodzinach odwagi oraz zrozumieniu celu życia, które prowadzi do rozwoju, dojrzałości i doskonałości… Dla miłośników treściwego fantasy – przygody, bohaterowie, środki wyrazu i akcja składają się na barwny ciąg wydarzeń, dobrze ukazujących przemianę Thora z marzycielskiego dzieciaka w młodzieńca, który musi stawić czoła nieprawdopodobnym niebezpieczeństwom, by przeżyć… Zapowiada się obiecująca epicka seria dla młodzieży.”



    – Midwest Book Review (D. Donovan, eBook Reviewer)

„KRД„G CZARNOKSIД?Е»NIKA ma wszystko, czego potrzeba ksiД…Ејce, by odnieЕ›Д‡ natychmiastowy sukces: intrygi, kontrintrygi, tajemnicД™, walecznych rycerzy i rozwijajД…ce siД™ zwiД…zki, a wЕ›rГіd nich zЕ‚amane serca, oszustwa i zdrady. To Е›wietna rozrywka na wiele godzin, ktГіra przemГіwi do kaЕјdej grupy wiekowej. Wszyscy fani fantasy powinni znaleЕєД‡ dla niej miejsce w swojej biblioteczce.”



    – Books and Movie Reviews, Roberto Mattos

“ZajmujД…ce epickie fantasy Morgan Rice [KRД„G CZARNOKSIД?Е»NIKA] zawiera klasyczne cechy gatunku – dobrze zbudowanД… sceneriД™, w duЕјej mierze inspirowanД… staroЕјytnД… SzkocjД… i jej historiД…, oraz ciekawie opisany Е›wiat dworskich intryg.”



    – Kirkus Reviews

„Bardzo podoba mi się, jak Morgan Rice zbudowała postać Thora i świat, w którym żyje. Krainy i stwory, które je zamieszkują, są bardzo dobrze opisane… Podobała mi się [fabuła]. Jest krótka i przyjemna… Postaci drugoplanowych jest w sam raz, by się nie pogubić. W książce opisane są przygody i przerażające chwile, lecz akcja nie jest zbyt groteskowa. To książka idealna dla nastoletniego czytelnika… Początki czegoś niezwykłego…”



    – San Francisco Book Review

“W pierwszej części epickiej serii fantasy Krąg Czarnoksiężnika (obecnie liczy czternaście części), odznaczającej się wartką akcją, autorka zapoznaje czytelników z czternastoletnim Thorgrinem „Thorem” McLeodem, który marzy o tym, by dołączyć do Srebrnej Gwardii, rycerskiej elity, która służy królowi… Styl Rice jest równy, a początek serii intryguje.”



    – Publishers Weekly

„[WYPRAWA BOHATERÓW] to szybka i łatwa lektura. Zakończenia rozdziałów sprawiają, że musisz przekonać się, co zdarzy się dalej i nie chcesz odkładać tej książki. Jest w niej kilka literówek, a imiona czasem są pomylone, lecz to nie odwraca uwagi od opisanych wątków. Zakończenie książki sprawiło, że nabrałem ochoty, by natychmiast kupić kolejną część, co też zrobiłem. Wszystkich dziewięć części Kręgu Czarnoksiężnika dostępnych jest w sklepie Kindle, a Wyprawa bohaterów dostępna jest za darmo na zachętę! Jeśli szukasz szybkiej i ciekawej książki na wakacje, ta będzie w sam raz.”



    – FantasyOnline.ne



KsiД…Ејki Morgan Rice

KRГ“LOWIE I CZARNOKSIД?Е»NICY

POWRГ“T SMOKГ“W (CZД?ЕљД† #1)

POWRГ“T WALECZNYCH (CZД?ЕљД† #2)

POTД?GA HONORU (CZД?ЕљД† #3)



KRД„G CZARNOKSIД?Е»NIKA

WYPRAWA BOHATERГ“W (CZД?ЕљД† 1)

MARSZ WЕЃADCГ“W (CZД?ЕљД† 2)

LOS SMOKГ“W (CZД?ЕљД† 3)

ZEW HONORU (CZД?ЕљД† 4)

BLASK CHWAЕЃY (CZД?ЕљД† 5)

SZARЕ»A WALECZNYCH (CZД?ЕљД† 6)

RYTUAЕЃ MIECZY (CZД?ЕљД† 7)

OFIARA BRONI (CZД?ЕљД† 8)

NIEBO ZAKLД?Д† (CZД?ЕљД† 9)

MORZE TARCZ (CZД?ЕљД† 10)

Е»ELAZNE RZД„DY (CZД?ЕљД† 11)

KRAINA OGNIA (CZД?ЕљД† 12)

RZД„DY KRГ“LOWYCH (CZД?ЕљД† 13)

PRZYSIД?GA BRACI (CZД?ЕљД† 14)

SEN ЕљMIERTELNIKГ“WВ  (CZД?ЕљД† 15)

POTYCZKI RYCERZY (CZД?ЕљД† 16)

ЕљMIERTELNA BITWA (CZД?ЕљД† 17)



THE SURVIVAL TRILOGY

ARENA ONE: SLAVERSUNNERS (CZД?ЕљД† 1)

ARENA TWO (CZД?ЕљД† 2)



WAMPIRZYCH DZIENNIKГ“W

PRZEMIENIONA (CZД?ЕљД† 1)

KOCHANY (CZД?ЕљД† 2)

ZDRADZONA (CZД?ЕљД† 3)

PRZEZNACZONA (CZД?ЕљД† 4)

POЕ»Д„DANA (CZД?ЕљД† 5

ZARД?CZONA (CZД?ЕљД† 6)

ZAЕљLUBIONA (CZД?ЕљД† 7)

ODNALEZIONA (CZД?ЕљД† 8)

WSKRZESZONA (CZД?ЕљД† 9)

UPRAGNIONA (CZД?ЕљД† 10)

NAZNACZONA (CZД?ЕљД† 11)














PosЕ‚uchaj ksiД…Ејek z cyklu KRД„G CZARNOKSIД?Е»NIKA w formie audiobooka!


– My, nieliczni wybrańcy, kompania braci.
Ten, ktГіry dziЕ› krew przeleje ze mnД…
Bratem mym się stanie. –

В В В В William Shakespeare
В В В В Henryk V






ROZDZIAЕЃ PIERWSZY


Thor stał naprzeciw Gwendolyn, opuściwszy miecz, i drżał na całym ciele. Rozejrzał się i spostrzegł wpatrujące się w niego w ciszy osłupiałe twarze – Alistair, Ereca, Kendricka, Steffena i wielu swych ziomków – ludzi, których znał i których kochał. Jego ludzi. A on stał naprzeciw nich z mieczem w dłoni. Znalazł się po niewłaściwej stronie bitwy.

Wreszcie to do niego dotarЕ‚o.

Mrok zaciemniajД…cy jego umysЕ‚ rozrzedziЕ‚ siД™ i w gЕ‚owie Thora rozbrzmiaЕ‚y sЕ‚owa Alistair, napeЕ‚niajД…c go jasnoЕ›ciД…. Na imiД™ mu byЕ‚o Thorgrin. ByЕ‚ czЕ‚onkiem Legionu. MieszkaЕ„cem Zachodniego KrГіlestwa KrД™gu. Nie byЕ‚ ЕјoЕ‚nierzem walczД…cym dla Imperium. Nie kochaЕ‚ swego ojca. KochaЕ‚ wszystkich tych ludzi.

A nade wszystko – Gwendolyn.

Thor opuЕ›ciЕ‚ wzrok i spojrzaЕ‚ na jej twarz, a ona utkwiЕ‚a w nim spojrzenie zapuchniД™tych od Е‚ez oczu. OgarnД™Е‚y go wstyd i przeraЕјenie, gdy zdaЕ‚ sobie sprawД™, Ејe staЕ‚ przed niД… z mieczem w dЕ‚oni. DЕ‚onie jego rozgorzaЕ‚y z upokorzenia i Ејalu.

Thor rozluЕєniЕ‚ uЕ›cisk, pozwalajД…c, by miecz wysunД…Е‚ mu siД™ z dЕ‚oni. DaЕ‚ krok naprzГіd i objД…Е‚ Gwendolyn.

Gwendolyn przytuliЕ‚a go z caЕ‚ej siЕ‚y i Thor usЕ‚yszaЕ‚, jak zanosi siД™ pЕ‚aczem, czuЕ‚ jej gorД…ce Е‚zy na swej szyi. OgarnД™Е‚y go wyrzuty sumienia i nie potrafiЕ‚ pojД…Д‡, jakim sposobem doszЕ‚o do tego wszystkiego. Nie pamiД™taЕ‚ tego zbyt wyraЕєnie. WiedziaЕ‚ jedynie, iЕј uradowaЕ‚o go, Ејe staЕ‚ siД™ na powrГіt sobД…, Ејe nic juЕј nie mД…ciЕ‚o jego myЕ›li i powrГіciЕ‚ do swych ludzi.

– Kocham cię – wyszeptała mu do ucha. – I nigdy nie przestanę.

– Kocham cię z całego serca i całej duszy – odrzekł Thor.

Krohn miauknД…Е‚ u jego nogi, podskakujД…c i liЕјД…c jego dЕ‚oЕ„; Thor pochyliЕ‚ siД™ i ucaЕ‚owaЕ‚ jego pysk.

– Daruj – rzekł do niego, przypomniawszy sobie cios, który zadał mu, gdy Krohn stanął w obronie Gwen. – Wybacz mi.

Ziemia, trzД™sД…ca siД™ silnie jeszcze przed chwilД…, wreszcie na powrГіt znieruchomiaЕ‚a.

– THORGRINIE! – rozległ się krzyk.

OdwrГіciwszy siД™, Thor ujrzaЕ‚ Andronicusa. Jego ojciec postД…piЕ‚ naprzГіd, na plac, mierzД…c go gniewnym spojrzeniem. Twarz pЕ‚onД™Е‚a mu z wЕ›ciekЕ‚oЕ›ci. Obie armie przyglД…daЕ‚y siД™ osЕ‚upiaЕ‚e w ciszy, jak ojciec i syn stajД… naprzeciw siebie.

– Rozkazuję ci! – rzekł Andronicus. – Zabij ich! Zabij ich wszystkich! Jestem twym ojcem. Usłuchasz mnie, nikogo innego!

Jednakże tym razem, gdy Thor patrzył na Andronicusa, zdało mu się, że coś się zmieniło. Coś wewnątrz niego. Nie widział już w Andronicusie swego ojca, członka rodziny, kogoś, przed kim musi odpowiadać i za kogo oddałby życie; miast tego ujrzał w nim wroga. Potwora. Thor nie czuł już najmniejszego obowiązku, by oddać życie za tego mężczyznę. Wręcz przeciwnie: rozgorzała w nim wściekłość. Stał przed nim ten, który zaordynował atak na Gwendolyn; który uśmiercił jego ziomków, który najechał i splądrował jego ziemie ojczyste; który zawładnął jego umysłem i za pomocą swej mrocznej magii uwięził go.

Nie darzył miłością tego mężczyzny. Był to raczej człowiek, którego jak żadnego innego pragnął zabić. Nie zważając na to, czy jest jego ojcem, czy nie.

Nagle Thor poczuł, jak budzi się w nim niepohamowana wściekłość. Pochylił się, schwycił miecz i co sił w nogach rzucił się przez plac, gotów zabić swego ojca.

Andronicus sprawiaЕ‚ wraЕјenie zdumionego, patrzД…c, jak Thor zbliЕјa siД™, unosi miecz wysoko, ponad swД… gЕ‚owД™, i opuszcza go obojgiem rД…k z caЕ‚ej siЕ‚y na jego gЕ‚owД™.

W ostatniej chwili Andronicus uniГіsЕ‚ swГіj ogromny topГіr bojowy, odwrГіciЕ‚ go bokiem i zablokowaЕ‚ uderzenie metalowym trzonem.

Thor nie ustД™powaЕ‚: raz po raz ciД…Е‚ mieczem, gotujД…c siД™ do zadania ostatecznego ciosu, a Andronicus za kaЕјdym razem unosiЕ‚ topГіr i odpieraЕ‚ go. GЕ‚oЕ›ny szczД™k dwГіch stykajД…cych siД™ broni rozbrzmiewaЕ‚ w powietrzu, a obie armie przyglД…daЕ‚y siД™ wojownikom w milczeniu. Z kaЕјdym uderzeniem sypaЕ‚y siД™ tysiД…ce iskier.

Thor krzyczał i stękał z wysiłku, czerpiąc z każdej umiejętności, jaką tylko posiadał, licząc, iż szybko zabije swego ojca. Musiał to uczynić – dla siebie, dla Gwendolyn, dla wszystkich, którzy zaznali cierpienia z ręki tego potwora. Z każdym ciosem Thor pragnął bardziej niż czegokolwiek innego wymazać swą krew, swe pochodzenie, na nowo zapisać swą historię. Wybrać innego ojca.

Andronicus, broniД…c siД™, odpieraЕ‚ jedynie ciosy Thora, nie atakujД…c go. WyraЕєnie powstrzymywaЕ‚ siД™ od atakowania swego syna.

– Thorgrinie! – rzekł Andronicus pomiędzy kolejnymi uderzeniami. – Jesteś mym synem. Nie chcę wyrządzić ci krzywdy. Jestem twym ojcem. Ocaliłeś mi życie. Pragnę, byś przeżył.

– A ja pragnę twej śmierci! – wykrzyknął Thor w odpowiedzi.

Thor zamachiwaЕ‚ siД™ raz za razem, mimo sЕ‚usznej postury i niemaЕ‚ej siЕ‚y Andronicusa spychajД…c go na skraj placu. JednakЕјe Andronicus nadal nie atakowaЕ‚ Thora. Jak gdyby ЕјywiЕ‚ nadziejД™, iЕј syn powrГіci na jego stronД™.

Lecz tym razem Thor nie powracał. Teraz wreszcie wiedział, kim jest. W końcu wyparł słowa Andronicusa ze swej głowy. Thor wolałby być martwy, niż raz jeszcze znaleźć się na jego łasce.

– Thorgrinie, opamiętaj się! – wykrzyknął Andronicus. Iskry posypały się obok jego twarzy, gdy ostrzem topora zablokował wyjątkowo silny cios. – Zmuszasz mnie, bym cię zabił, a tego czynić nie chcę. Jesteś mym synem. Gdybym zabił ciebie, i ja bym zginął.

– Zatem zgiń! – rzekł Thor. – A jeśli tego nie chcesz, ja uczynię to za ciebie!

Z gЕ‚oЕ›nym krzykiem Thor podskoczyЕ‚ i kopnД…Е‚ Andronicusa obiema nogami w pierЕ›, posyЕ‚ajД…c go w tyЕ‚, aЕј potoczyЕ‚ siД™ i runД…Е‚ na plecy.

Andronicus podniГіsЕ‚ wzrok, zaskoczony, iЕј coЕ› takiego siД™ zdarzyЕ‚o.

Thor stanął nad nim i podniósł wysoko miecz, by zadać ostateczny cios.

– NIE! – rozbrzmiał wrzask. Był to paskudny głos, brzmiący jak gdyby dobył się z samych czeluści piekielnych. Obejrzawszy się Thor ujrzał, iż z ciżby na plac wyłania się postać. Miała na sobie długą szkarłatną szatę, twarz skrytą pod kapturem, a z głębi jej gardła dobywał się pomruk niepodobny do żadnego odgłosu wydawanego przez człowieka.

Rafi.

Jakimś sposobem Rafi powrócił z miejsca, w które posłał go Argon podczas bitwy. Stał teraz przed Thorem, wyciągając obie ręce na boki. Uniósł je, a rękawy jego szaty osunęły się, ukazując bladą, poznaczoną pęcherzami skórę, która zdawała się nigdy nie być wystawioną na promienie słoneczne. Wydawał z siebie paskudny, gardłowy dźwięk, coś jakby warczenie. Gdy otworzył szeroko usta, odgłos przybrał na sile, aż wzniósł się pod nieboskłon. Niski dźwięk poniósł się drżąc, aż Thora zabolało w uszach.

Ziemia poczęła drżeć. Thor zachwiał się, gdy wszystko wokoło zatrzęsło się. Powiódł wzrokiem za dłońmi Rafiego i ujrzał przed sobą coś, czego miał już nigdy nie zapomnieć.

Ziemia poczęła rozstępować się na dwoje i tworzyć wielką rozpadlinę, coraz bardziej się powiększającą. Żołnierze obu armii wpadli w nią, ześlizgnęli się w dół, z krzykiem spadając w coraz szerszą otchłań.

Spod ziemi dobyЕ‚a siД™ pomaraЕ„czowa poЕ›wiata, rozlegЕ‚ siД™ potworny syk i rozpadlina plunД™Е‚a parД… i mgЕ‚Д….

Ich oczom ukazaЕ‚a siД™ pojedyncza dЕ‚oЕ„, wyЕ‚aniajД…ca siД™ z otchЕ‚ani i wczepiajД…ca palce w ziemiД™. ByЕ‚a czarna, guzowata, zeszpecona, a gdy podciД…gnД™Е‚a siД™, Thor ku swemu przeraЕјeniu ujrzaЕ‚, iЕј z gЕ‚Д™bin ziemi wyЕ‚ania siД™ okropny stwГіr. Jego sylwetka przypominaЕ‚a ludzkД…, lecz byЕ‚ caЕ‚y czarny, miaЕ‚ wielkie, rozЕјarzone czerwone Е›lepia i dЕ‚ugie czerwone kЕ‚y. CiД…gnД…Е‚ za sobД… dЕ‚ugi czarny ogon. Jego ciaЕ‚o byЕ‚o guzowate i wyglД…daЕ‚ jak truposz.

Stwór odrzucił głowę w tył i wydał z siebie okropny ryk, podobny do tego, który wydał z siebie uprzednio Rafi. Zdawał się to być jakiegoś rodzaju nieumarły stwór, przyzwany z czeluści piekielnych.

Za tym stworem wyЕ‚oniЕ‚ siД™ nagle kolejny. I jeszcze jeden.

PodciД…gajД…c siД™ z otchЕ‚ani piekieЕ‚, na powierzchniД™ wyszЕ‚y ich tysiД…ce. Armia nieumarЕ‚ych. Armia Rafiego.

PodeszЕ‚y z wolna do czarnoksiД™Ејnika i zatrzymaЕ‚y siД™ naprzeciw Thora i pozostaЕ‚ych.

Thor przypatrywał się w szoku stającej naprzeciw niego armii; gdy stał tak, ściskając wciąż w dłoni wysoko uniesiony miecz, Andronicus nagle wytoczył się spod niego i wycofał do swej armii, nie chcąc stawać do walki z Thorgrinem.

Wtem nagle tysiące stworów rzuciły się w kierunku Thora, zalewając plac. Ruszyły, by zabić jego i wszystkich jego ludzi.

Thor otrzД…snД…Е‚ siД™ ze zdumienia i uniГіsЕ‚ wysoko miecz, gdy pierwszy stwГіr rzuciЕ‚ siД™ na niego, warczД…c, z wyciД…gniД™tymi pazurami. Thor uchyliЕ‚ siД™, zamachnД…Е‚ mieczem i odciД…Е‚ mu Е‚eb. StwГіr runД…Е‚ na ziemiД™, gdzie legЕ‚ i nie poruszyЕ‚ siД™ wiД™cej, a Thor gotowaЕ‚ siД™ na spotkanie z kolejnym.

Stwory te były silne i szybkie, lecz w starciu jeden na jednego nie mogły się równać z Thorem i wprawnymi wojownikami Kręgu. Thor walczył z nimi zręcznie, posyłając na prawo i lewo śmiertelne ciosy. Zastanawiał się jednakże, z iloma spośród nich mógł walczyć naraz? Tysiące stworów napierały na niego z każdej strony, podobnie jak na każdego z jego kompanów.

Thor stanД…Е‚ u boku Ereca, Kendricka, Sroga i pozostaЕ‚ych. Walczyli ramiД™ w ramiД™ i osЕ‚aniali siД™ wzajemnie, tnД…c na lewo i prawo, kЕ‚adД…c po dwa albo i trzy stwory za kaЕјdym uderzeniem. Jeden z nich przedarЕ‚ siД™, schwyciЕ‚ Thora za ramiД™, zadrapujД…c je, aЕј z rany trysnД™Е‚a krew, a Thor wykrzyknД…Е‚ z bГіlu. ZamachnД…Е‚ siД™ i ukatrupiЕ‚ potwora dЕєgniД™ciem w serce. Thor byЕ‚ wybitnym wojownikiem, lecz jego rД™ka juЕј bolaЕ‚a i nie wiedziaЕ‚, ile czasu minie, nim te stwory ich wykoЕ„czД….

Jego myЕ›li zaprzД…taЕ‚o jednak najbardziej doprowadzenie Gwendolyn w bezpieczne miejsce.

– Zaprowadź ją na tyły! – wrzasnął Thor, chwytając Steffena, który walczył z jednym z potworów, i popychając go w kierunku Gwen. – NATYCHMIAST!

Steffen schwyciЕ‚ Gwen i odciД…gnД…Е‚ jД…, znikajД…c w armii ЕјoЕ‚nierzy, zwiД™kszajД…c odlegЕ‚oЕ›Д‡ miД™dzy niД… a potworami.

– NIE! – zaprotestowała Gwen. – Chcę pozostać tutaj, z tobą!

Lecz Steffen usЕ‚uchaЕ‚ rozkazu i posЕ‚usznie zaprowadziЕ‚ jД… w tylne szeregi bitwy, chroniД…c za tysiД…cami MacGilГіw i GwardzistГіw, ktГіrzy mД™Ејnie odpierali stwory. Thor z ulgД… ujrzaЕ‚, iЕј jest bezpieczna, odwrГіciЕ‚ siД™ i rzuciЕ‚ w wir walki z nieumarЕ‚ymi.

Thor usiłował przyzwać swe druidzkie moce, usiłował walczyć zarówno duchem, jak i mieczem; lecz z jakiegoś powodu nie udawało mu się to. Zajście z Andronicusem i Rafi kontrolujący jego umysł pozbawili go sił. Jego moc potrzebowała więcej czasu, by mógł z niej znów korzystać. Musiał walczyć zwyczajnym orężem.

Alistair podeszЕ‚a do Thora i stanД™Е‚a obok niego, uniosЕ‚a dЕ‚oЕ„ i skierowaЕ‚a jД… w stronД™ nieumarЕ‚ych. WystrzeliЕ‚a z niej kula Е›wiatЕ‚a, uЕ›miercajД…c kilka stworzeЕ„ naraz.

Alistair unosiła dłonie jeszcze wiele razy, zabijając stwory dokoła siebie, a wtedy Thor poczuł natchnienie, energia jego siostry przenikała go. Raz jeszcze podjął próbę przyzwania innej części siebie, walki nie tylko mieczem, lecz także umysłem, duchem. Gdy kolejny stwór zbliżał się do niego, Thor uniósł dłoń i spróbował przyzwać swe moce.

Thor poczuЕ‚, jak coЕ› wzbiera w jego dЕ‚oni, i nagle tuziny stworГіw poleciaЕ‚y w powietrzu, niesione jego mocД…, i z wyciem wpadЕ‚y w rozpadlinД™ w ziemi.

Kendrick, Erec i pozostali walczyli mężnie u boku Thora. Każdy z nich zadał śmierć tuzinom stworów, podobnie jak żołnierze wokoło nich, wyrzucając z siebie głośny okrzyk bitewny i walcząc co tchu. Armia imperialna przyglądała się, pozwalając armii Rafiego toczyć bitwę za nich, pozwalając, by odarli z sił ludzi Thora. Ich plan odnosił skutki.

Wkrótce ludzie Thora, wycieńczeni, wolniej cięli mieczami. A nieumarli nie przestawali napływać spod ziemi, niby niekończący się strumień.

Thor dyszał ciężko, podobnie jak inni. Nieumarli poczęli przedzierać się przez ich szeregi i jego ludzie z wolna padali. Przeciwników było po prostu zbyt wielu. Wokoło Thora niosły się krzyki jego ludzi, przyciskanych do ziemi przez nieumarłych, którzy zatapiali kły w gardłach żołnierzy i wysysali ich krew. Z każdym żołnierzem, którego uśmiercały, stwory zdawały się rosnąć w siłę.

Thor wiedział, iż muszą natychmiast coś uczynić. Musieli przyzwać ogromną moc, by wyrównać szanse, moc silniejszą niż te, które posiadał on czy Alistair.

– Argon! – rzekł nagle Thor do Alistair. – Gdzie on jest? Musimy go odnaleźć!

Thor obejrzaЕ‚ siД™ i spostrzegЕ‚, iЕј Alistair mД™czy siД™ i traci siЕ‚Д™; za niД… wЕ›lizgnД™Е‚a siД™ bestia, zdzieliЕ‚a jД… wierzchniД… stronД… Е‚apy, a ona upadЕ‚a z krzykiem. Gdy potwГіr skoczyЕ‚ na niД…, Thor podbiegЕ‚ i przeszyЕ‚ jego grzbiet mieczem, ocalajД…c Alistair w ostatniej chwili.

Thor wyciД…gnД…Е‚ rД™kД™ i podciД…gnД…Е‚ jД… prД™dko na nogi.

– Argon! – wrzasnął Thor. – On jest naszą jedyną nadzieją. Musisz go odnaleźć. Natychmiast!

Alistair spojrzaЕ‚a na niego, pojД…wszy, i spiesznie zniknД™Е‚a w gД™stwie ЕјoЕ‚nierzy.

Jeden ze stworГіw przeЕ›lizgnД…Е‚ siД™ i rzuciЕ‚ z pazurami na gardЕ‚o Thora, a wtedy Krohn podbiegЕ‚ i skoczyЕ‚ na niego, warczД…c, i przycisnД…Е‚ do ziemi. Wtem kolejny stwГіr rzuciЕ‚ siД™ na grzbiet Krohna, a Thor ciД…Е‚ go i zabiЕ‚.

Kolejny potwór przyskoczył na plecy Ereca i Thor rzucił się naprzód, zrzucił go, schwycił obojgiem rąk, uniósł wysoko nad głowę i cisnął nim w kilka stworów, przewracając je. Kolejna bestia natarła na Kendricka, który jej nie spostrzegł, a Thor złapał swój sztylet i dźgnął ją w gardło nim zdołała zatopić kły w jego ramieniu. Thor czuł, że choć tyle może zrobić, by począć rekompensować im to, iż stanął naprzeciw Ereca, Kendricka i pozostałych. Dobrze było walczyć znów po ich stronie, po właściwej stronie; dobrze było wiedzieć znów, kim jest i wiedzieć, za kogo walczy.

Rafi stał, wyciągając na boki ręce, nucąc, a kolejne tysiące bestii wypływały z czeluści ziemi. Thor wiedział, iż nie będą w stanie odpierać ich zbyt długo. Otaczała ich czarna chmara, a kolejni nieumarli, ramię w ramię, spieszyli naprzód. Thor wiedział, iż wkrótce on i wszyscy jego ludzie zostaną pochłonięci.

Przynajmniej, pomyЕ›laЕ‚, zginie walczД…c po wЕ‚aЕ›ciwej stronie.




ROZDZIAЕЃ DRUGI


Luanda szarpała się, młócąc rękoma i wierzgając nogami, gdy Romulus niósł ją w swych ramionach, przemierzając most i z każdym krokiem oddalając się od jej ziem ojczystych. Krzyczała i rzucała się, paznokcie wbijała mu w skórę, robiła wszystko, co tylko mogłoby pomóc jej się wydostać z jego chwytu. Jego ręce były jednak zbyt muskularne, twarde niby skały, ramiona jego zbyt szerokie i oplatał ją zbyt ciasno, by mogła się wydostać, trzymając w uścisku niby pyton, ściskając niemal na śmierć. Żebra bolały ją tak, że ledwie mogła oddychać.

Pomimo tego to nie o siebie lękała się najbardziej. Podniosła wzrok i na drugim końcu mostu ujrzała mrowie żołnierzy Imperium z orężem w dłoni. Z niecierpliwością czekali, aż Tarcza opadnie i będą mogli wedrzeć się na most. Luanda spojrzała przez ramię i spostrzegła osobliwą pelerynę, w którą odziany był Romulus. Drżała i biła od niej poświata. Luanda wyczuła, iż jakimś sposobem jest niezbędnym elementem, który umożliwi mu opuszczenie Tarczy. To musiało mieć coś wspólnego z nią. Po cóż innego miałby ją porywać?

Luanda poczuła nowy przypływ determinacji: musiała się uwolnić – nie tylko przez wzgląd na siebie samą, lecz także przez wzgląd na jej królestwo, jej ludzi. Gdy Tarcza opadnie, tysiące czekających mężczyzn, ta olbrzymia horda żołnierzy imperialnych, wedrą się do królestwa i opadną na Krąg niby szarańcza. Zrabują, co jeszcze pozostało na jej ziemiach ojczystych, a na to nie mogła pozwolić.

Luanda paЕ‚aЕ‚a nienawiЕ›ciД… do Romulusa kaЕјdД… czД…stkД… swego jestestwa; nienawidziЕ‚a wszystkich imperialnych wojownikГіw, a najbardziej Andronicusa. RozszalaЕ‚ siД™ wicher i poczuЕ‚a, jak jego zimne podmuchy ocierajД… siД™ o jej ogolonД… na Е‚yso gЕ‚owД™. JД™knД™Е‚a, przypomniawszy sobie swД… ogolonД… gЕ‚owД™, poniЕјenie, jakiego doЕ›wiadczyЕ‚a z rД…k tych bestii. UkatrupiЕ‚aby kaЕјdego jednego z nich, gdyby tylko nadarzyЕ‚a siД™ okazja.

Gdy Romulus uwolnił ją z obozowiska Andronicusa, Luanda z początku myślała, iż oszczędzono jej straszliwego losu, oszczędzono jej prowadzania wokoło jak zwierzęcia w Imperium. Lecz Romulus okazał się gorszy jeszcze niż Andronicus. Luanda była przekonana, iż gdy tylko przekroczą ten most, zabije ją – a może i najpierw będzie torturował. Musiała znaleźć jakiś sposób, by mu uciec.

Romulus pochyliЕ‚ siД™ i szepnД…Е‚ jej do ucha gЕ‚Д™bokim, gardЕ‚owym gЕ‚osem, ktГіry zjeЕјyЕ‚ wЕ‚oski na jej ciele:

– Już niedaleko, dzierlatko.

Luanda musiaЕ‚a szybko podjД…Д‡ decyzjД™. Nie byЕ‚a niewolnicД…; byЕ‚a pierworodnД… cГіrkД… krГіla. PЕ‚ynД™Е‚a w niej krГіlewska krew, krew wojownikГіw, i nie lД™kaЕ‚a siД™ nikogo. UczyniЕ‚aby wszystko, co konieczne, gdyby walczyЕ‚a z jakimkolwiek przeciwnikiem, nawet tak groteskowym i potД™Ејnym jak Romulus.

Luanda zebraЕ‚a w sobie resztkД™ siЕ‚ i jednym szybkim ruchem wygiД™Е‚a szyjД™ w tyЕ‚, rzuciЕ‚a naprzГіd i zatopiЕ‚a zД™by w gardle Romulusa. ZacisnД™Е‚a szczД™kД™ ze wszystkich siЕ‚, wgryzajД…c siД™ coraz mocniej i mocniej, aЕј jego krew zalaЕ‚a jej twarz i upuЕ›ciЕ‚ jД… z wrzaskiem.

Luanda wsparЕ‚a siД™ na kolanach, obrГіciЕ‚a i puЕ›ciЕ‚a biegiem przed siebie, mknД…c przez most w kierunku swej ojczyzny.

UsЕ‚yszaЕ‚a za sobД… jego kroki, coraz bliЕјsze. ByЕ‚ znacznie szybszy, niЕј sobie wyobraЕјaЕ‚a i gdy obejrzaЕ‚a siД™ przez ramiД™, ujrzaЕ‚a, iЕј zbliЕјa siД™ do niej z wyrazem niepohamowanego gniewu na twarzy.

SpojrzaЕ‚a przed siebie i zobaczyЕ‚a ziemie KrД™gu, ledwie dwadzieЕ›cia stГіp dalej. PrzyspieszyЕ‚a.

BД™dД…c ledwie kilka krokГіw od ziemi, Luanda poczuЕ‚a ogromny bГіl w krД™gosЕ‚upie, gdy Romulus rzuciЕ‚ siД™ naprzГіd i walnД…Е‚ Е‚okciem w jej plecy. RunД™Е‚a jak dЕ‚uga twarzД… do ziemi, prosto w pyЕ‚, majД…c wraЕјenie, Ејe cios ten zmiaЕјdЕјyЕ‚ jД….

ChwilД™ pГіЕєniej Romulus znalazЕ‚ siД™ na niej. ObrГіciЕ‚ jД… i zdzieliЕ‚ piД™Е›ciД… w twarz. UderzyЕ‚ jД… tak mocno, Ејe caЕ‚a aЕј siД™ obrГіciЕ‚a i wylД…dowaЕ‚a na powrГіt w pyle. BГіl przeszyЕ‚ jej szczД™kД™, caЕ‚Д… jej twarz, i niemal straciЕ‚a przytomnoЕ›Д‡.

Luanda poczuła, że Romulus unosi ją wysoko i z przerażeniem patrzyła, jak pędzi w kierunku skraju mostu, gotując się, by wyrzucić ją za jego krawędź. Zatrzymał się tam, krzycząc i trzymając ją wysoko nad głową, gotując się, by wypuścić ją z rąk.

Luanda spojrzaЕ‚a w dГіЕ‚ i ujrzawszy stromy spadek wiedziaЕ‚a juЕј, Ејe jej Ејycie niebawem dobiegnie koЕ„ca.

Romulus jednak trzymał ją nad przepaścią w trzęsących się rękach, zastygłszy bez ruchu, i najwyraźniej zmienił zdanie. Gdy jej życie wisiało na włosku, Romulus zdawał się rozmyślać. Bez wątpienia, miotany wściekłością, chciał wyrzucić ją za krawędź – lecz nie mógł. Potrzebował jej, by osiągnąć to, czego pragnął.

Wreszcie opuЕ›ciЕ‚ jД… i jeszcze ciaЕ›niej oplГіtЕ‚ wokГіЕ‚ niej rД™ce, niemal pozbawiajД…c jД… tchu. NastД™pnie puЕ›ciЕ‚ siД™ biegiem nad Kanionem, zmierzajД…c znГіw w kierunku swych ludzi.

Tym razem Luanda zwisała bezwładnie, słaniając się z bólu. Nie mogła zrobić już nic więcej. Próbowała – lecz na próżno. Teraz mogła już tylko patrzeć, jak jej los wypełnia się, krok za krokiem. Romulus niósł ją nad Kanionem, a mgła kłębiła się i osnuwała ją, po czym znikała równie szybko. Luanda miała wrażenie, jak gdyby zabierano ją na inną planetę, do miejsca, z którego nigdy nie powróci.

Dotarli w koЕ„cu na przeciwny kraniec Kanionu i gdy Romulus daЕ‚ ostatni krok, peleryna okrywajД…ca jego ramiona zadrЕјaЕ‚a gЕ‚oЕ›no, a wokГіЕ‚ niej rozeszЕ‚a siД™ czerwona poЕ›wiata. Romulus rzuciЕ‚ LuandД™ niczym wГіr ziemniakГіw, a ona runД™Е‚a na ziemiД™ mocno, uderzajД…c siД™ w gЕ‚owД™, i legЕ‚a bez ruchu.

Żołnierze Romulusa stali przed nimi na skraju mostu, wgapiając się w nich, wyraźnie lękając się dać krok naprzód i sprawdzić, czy Tarcza w istocie opadła.

Romulus, rozwścieczony, schwycił jednego z nich, uniósł go wysoko i cisnął na most, prosto w niewidzialną barierę, gdzie niegdyś znajdowała się Tarcza. Żołnierz uniósł dłonie i krzyknął, gotując się na pewną śmierć. Spodziewał się zostać rozniesiony na strzępy.

Lecz tym razem zdarzyło się coś zgoła innego. Żołnierz przeciął powietrze, wylądował na moście i przetoczył się. Wszyscy przyglądali się w milczeniu, jak zatrzymuje się – żywy.

Żołnierz odwrócił się, usiadł i spojrzał na nich, bardziej jeszcze zdumiony niż oni. Udało mu się. To mogło oznaczać tylko jedno: Tarcza opadła.

Armia Romulusa wypuściła z siebie głośny okrzyk i natarła jak jeden mąż. Wdarli się wszyscy na most, pędząc ku Kręgowi. Luanda skuliła się, usiłując nie zostać przez nich stratowaną, a oni pędzili obok niej, niby stado słoni, zmierzając ku jej ojczyźnie. Patrzyła z przestrachem.

Jej królestwo nigdy już nie będzie takie, jakim przywykła je znać.




ROZDZIAЕЃ TRZECI


Reece staЕ‚ na skraju doЕ‚u z lawД… i z niedowierzaniem patrzyЕ‚ w dГіЕ‚. Ziemia pod nim gwaЕ‚townie siД™ trzД™sЕ‚a. Ledwie pojmowaЕ‚, co wЕ‚aЕ›nie uczyniЕ‚, a miД™Е›nie wciД…Еј bolaЕ‚y go od upuszczenia gЕ‚azu, od wrzucenia Miecza Przeznaczenia do doЕ‚u.

ZniszczyЕ‚ wЕ‚aЕ›nie najpotД™ЕјniejszД… broЕ„ w KrД™gu, legendarny orД™Еј, miecz, ktГіry naleЕјaЕ‚ do jego przodkГіw od wielu pokoleЕ„, broЕ„ WybraЕ„ca, jedynД… broЕ„ podtrzymujД…cД… TarczД™. CisnД…Е‚ go w dГіЕ‚ z pЕ‚ynnym ogniem i na wЕ‚asne oczy widziaЕ‚, jak siД™ topi, jak pochЕ‚ania go ogromny krД…g czerwieni, i znika w nicoЕ›ci.

Przepada na zawsze.

Ziemia poczД™Е‚a trzД…Е›Д‡ siД™ i od tego momentu trzД™sienie nie ustawaЕ‚o. Reece z trudem utrzymywaЕ‚ rГіwnowagД™, podobnie jak pozostali. OdsunД…Е‚ siД™ od krawД™dzi doЕ‚u. MiaЕ‚ wraЕјenie, iЕј Е›wiat dokoЕ‚a niego rozpada siД™. Co teЕј najlepszego uczyniЕ‚? Czy zniszczyЕ‚ TarczД™? I KrД…g? CzyЕјby popeЕ‚niЕ‚ najwiД™kszy bЕ‚Д…d w swoim Ејyciu?

Reece usiłował ukoić nerwy, tłumacząc sobie, iż nie miał innego wyboru. Głaz i Miecz były zbyt ciężkie, by mogli je stąd wynieść – a co dopiero, by się z nimi wspinać – czy też biec i pozostawić w tyle tych gwałtownych dzikusów. Znalazł się w rozpaczliwej sytuacji, która wymagała rozpaczliwych środków.

Ich rozpaczliwa sytuacja nie uległa zmianie od tamtego czasu. Reece słyszał wokoło siebie głośne krzyki i odgłosy tysięcy tych stworów, szczękających zębami w sposób, który przyprawiał go o gęsią skórkę, śmiejących się i warczących jednocześnie. Brzmiały jak stado szakali. Najwyraźniej Reece rozwścieczył ich; odebrał im ich cenną zdobycz, a oni najpewniej uznali, że musi im za to zapłacić.

Choć już kilka chwil temu sytuacja była zła, teraz pogorszyła się jeszcze. Reece dojrzał pozostałych – Eldena, Indrę, O’Connora, Convena, Kroga i Sernę – spoglądających  z przerażeniem w dół z lawą, a następnie odwracających się i rozglądających w rozpaczy. Z każdej strony nacierały na nich tysiące Fawów. Reece zdołał uratować Miecz, lecz nie obmyślił dalszego planu, nie przemyślał, jak wydostać siebie i pozostałych z opałów. Wciąż byli otoczeni z każdej strony, bez możliwości ucieczki.

Reece był zdecydowany znaleźć wyjście, a teraz, gdy nie musieli już kłopotać się Mieczem, mogli przynajmniej poruszać się żywiej.

Reece dobył miecza, który przeciął powietrze z charakterystycznym świstem. Dlaczegóż miałby siedzieć i czekać, aż te stwory zaatakują? Przynajmniej polegnie w walce.

– DO ATAKU! – krzyknął Reece do pozostałych.

Wszyscy dobyli swej broni i zebrali się za nim. Ruszyli w jego ślady, gdy Reece rzucił się w stronę przeciwną od dołu z lawą, prosto w ciżbę Fawów, siekąc mieczem na wszystkie strony, zabijając ich na prawo i lewo. Obok niego Elden uniósł topór i ciął dwie głowy naraz, a O’Connor dobył łuku i wypuszczał strzały w biegu, kładąc wszystkich tych, którzy stanęli mu na drodze. Indra ruszyła naprzód i swym krótkim mieczem dźgnęła w serce dwóch, podczas gdy Conven dobył dwu mieczy i krzycząc jak szaleniec rzucił się naprzód, wymachując nimi wściekle i zabijając Fawów wokoło siebie. Serna dzierżył swój buzdygan, a Krog włócznię, osłaniając tyły.

Byli niby machina do walki. Walczyli jak jeden mД…Еј, ile starczyЕ‚o im siЕ‚, wycinajД…c Е›cieЕјkД™ w gД™stwie FawГіw i rozpaczliwie szukajД…c drogi ucieczki. Reece poprowadziЕ‚ ich ku niewielkiemu wzgГіrzu, zmierzajД…c ku wyЕјej poЕ‚oЕјonemu terenowi.

Idąc, ślizgali się po stromym, błotnistym zboczu, a ziemia nadal się trzęsła. Stracili nieco rozpęd i kilku Fawów skoczyło na Reece’a, drapiąc go i gryząc. Obrócił się i zdzielił ich pięścią; uparcie się go trzymały, lecz zdołał je strącić, posłać kopniakiem w tył i dźgnąć nim zdołały ponownie zaatakować. Podrapany i poobijany Reece walczył dalej co sił, podobnie jak pozostali, by wspiąć się na wzniesienie i wydostać się z tego miejsca.

Gdy dotarli w końcu na szczyt, Reece odczuł chwilową ulgę. Zatrzymał się, z trudem chwytając powietrze. W oddali dojrzał ścianę Kanionu, nim ponownie przykryła ją gęsta mgła. Wiedział, iż tam znajduje się droga ratunku, który zaprowadzi ich z powrotem na górę, i wiedział, iż muszą tam dotrzeć.

Reece obejrzaЕ‚ siД™ przez ramiД™ i ujrzaЕ‚ tysiД…ce FawГіw pД™dzД…cych ku wzniesieniu, ku nim, bzyczД…cych, szczД™kajД…cych zД™bami, wydajД…cych z siebie potworny dЕєwiД™k, gЕ‚oЕ›niejszy niЕј uprzednio, i wiedziaЕ‚, iЕј nie pozwolД… im odejЕ›Д‡.

– A co ze mną? – przeciął powietrze jakiś głos.

Reece odwrГіciЕ‚ siД™ i ujrzaЕ‚ z tyЕ‚u CentrД™. WciД…Еј trzymano go spД™tanego, obok przywГіdcy, a jeden z FawГіw nadal przyciskaЕ‚ mu nГіЕј do gardЕ‚a.

– Nie zostawiajcie mnie tu! – wykrzyknął. – Oni mnie zabiją!

Reece stał w miejscu, a wewnątrz niego rozgorzała frustracja. Co oczywiste, Centra miał rację: zabiją go. Reece nie mógł go tam zostawić; postąpiłby wbrew swemu kodeksowi honoru. Wszak Centra przyszedł im z pomocą, gdy jej potrzebowali.

Reece staЕ‚ bez ruchu, wahajД…c siД™. OdwrГіciЕ‚ siД™ i ujrzaЕ‚ w oddali Е›cianД™ Kanionu, wyjЕ›cie, ktГіre go przyzywaЕ‚o.

– Nie możemy po niego wrócić! – rzekła Indra gorączkowo. – Ukatrupią nas wszystkich.

KopnД™Е‚a Fawa, ktГіry zbliЕјyЕ‚ siД™ do niej, a ten poleciaЕ‚ w tyЕ‚, zsuwajД…c siД™ na plecach po stoku.

– Nawet nam samym trudno będzie ujść z życiem! – zawołał Serna.

– On nie jest jednym z nas! – rzekł Krog. – Nie możemy stawiać naszej grupy w niebezpieczeństwie przez wzgląd na niego!

Reece stał bez ruchu, rozmyślając. Fawowie zbliżali się i wiedział, że musi zadecydować.

– Zgadza się – przyznał Reece. – Nie jest jednym z nas. Lecz pomógł nam. I jest dobrym człekiem. Nie mogę pozostawić go na łasce tych stworów. Nikt nie zostaje z tyłu! – rzekł Reece stanowczo.

Reece począł kierować się w dół zbocza, by wrócić po Centrę – jednakże nim zdołał to zrobić, Conven raptownie wyrwał przed siebie i rzucił się w dół, zeskakując i ześlizgując się po błotnistym zboczu, stopami naprzód, z wyciągniętym mieczem, i siekąc po drodze, uśmiercając Fawów na lewo i prawo. Powracał do miejsca, z którego przyszli, w pojedynkę, nierozważnie, rzucając się w grupki Fawów, i jakimś sposobem udawało mu się z zapamiętaniem torować sobie przez nich drogę.

Reece podД…ЕјaЕ‚ tuЕј za nim.

– Wy pozostańcie tutaj! – wykrzyknął do pozostałych. – Czekajcie, aż wrócimy!

Reece poszedЕ‚ w Е›lady Convena, siekД…c FawГіw na prawo i lewo; zrГіwnaЕ‚ siД™ z nim i zabezpieczaЕ‚ tyЕ‚y. We dwГіch przedzierali siД™ w dГіЕ‚, po CentrД™.

Conven rzuciЕ‚ siД™ naprzГіd, przecinajД…c gД™stwД™ FawГіw, a Reece torowaЕ‚ sobie drogД™ do Centry, ktГіry przyglД…daЕ‚ siД™ mu wybaЕ‚uszonymi ze strachu oczyma. Jeden z FawГіw uniГіsЕ‚ sztylet, by poderЕјnД…Д‡ gardЕ‚o Centrze, lecz Reece nie pozwoliЕ‚ mu na to: daЕ‚ krok naprzГіd, uniГіsЕ‚ miecz, obraЕ‚ cel i cisnД…Е‚ nim z caЕ‚ej siЕ‚y.

Miecz przeciął powietrze, obracając się dokoła własnej osi, i zatopił się w gardle Fawa nim zdołał zabić Centrę. Centra wrzasnął, gdy obejrzał się i ujrzał martwego Fawa, ledwie kilka cali od siebie. Ich twarze niemal się stykały.

Ku zaskoczeniu Reece’a, Conven nie ruszył ku Centrze; miast tego pobiegł dalej, w górę niewielkiego wzniesienia. Reece podniósł wzrok i z przerażeniem patrzył na to, co robi Conven, który zdawał się lgnąć ku śmierci. Wycinał ścieżkę przez grupę Fawów otaczających ich przywódcę, który siedział na swym podwyższeniu, przyglądając się bitwie. Conven zabijał ich na prawo i lewo. Nie spodziewali się tego, to wszystko działo się zbyt szybko, by któryś z nich zdążył zareagować. Reece pojął, iż Conven mierzy w przywódcę.

Conven zbliżył się, skoczył, uniósł miecz, a gdy przywódca pojął, co zamierza uczynić i usiłował się wymknąć, Conven dźgnął go w serce. Przywódca wrzasnął – i nagle rozległ się chór dziesięciu tysięcy wrzasków wszystkich Fawów, jak gdyby to ich dźgnięto. Jak gdyby wszyscy mieli ten sam układ nerwowy – a Conven go przerwał.

– Nie powinieneś był tego czynić – rzekł Reece do Convena, gdy stanął ponownie u jego boku. – Rozpętałeś wojnę.

Reece przyglądał się z przerażeniem, jak niewielkie wzniesienie pęka i wysypują się z niego tysiące Fawów, rojących się niby mrówki. Reece pojął, iż Conven zabił ich królową matkę, iż wzniecił gniew wszystkich tych stworzeń. Ziemia zadrżała od tupotu ich stóp, gdy szczękając zębami, pędzili wprost na Reece’a, Convena i Centrę.

– NAPRZÓD! – krzyknął Reece.

Reece pchnД…Е‚ CentrД™, ktГіry zastygЕ‚ w miejscu, zaszokowany, i wszyscy odwrГіcili siД™ i ruszyli w kierunku pozostaЕ‚ych, z trudem pokonujД…c stok bЕ‚otnistego wzgГіrza.

Reece poczuЕ‚, jak jeden z FawГіw skacze mu na plecy i powala go. PociД…gnД…Е‚ go za kostki w dГіЕ‚ zbocza i zbliЕјyЕ‚ kЕ‚y ku jego szyi.

Strzała poszybowała obok głowy Reece’a i rozległ się dźwięk grotu zatapiającego się w ciele. Podniósłszy wzrok, na szczycie wzniesienia Reece ujrzał O’Connora z łukiem w dłoni.

Centra pomógł Reece’owi stanąć na nogi, a Conven osłaniał tyły, odpierając Fawów. Pokonali w końcu pozostałą część drogi ku szczytowi wzniesienia i dotarli do pozostałych.

– Dobrze, żeście wrócili! – zawołał Elden, rzucając się naprzód i kładąc kilku Fawów toporem.

Reece stanął na szczycie i spojrzał we mgłę, zastanawiając, którędy pójść. Droga rozwidlała się na dwoje i Reece miał zamiar obrać tę skręcającą w prawo.

Wtem nagle Centra minД…Е‚ go pД™dem, skrД™cajД…c w lewo.

– Za mną! – zawołał, nie zatrzymując się. – To jedyne wyjście!

Tysiące Fawów poczęły wbiegać na wzgórze, a Reece i pozostali odwrócili się i ruszyli za Centrą, ślizgając się i zjeżdżając po drugiej jego stronie. Ziemia drżała nadal. Podążali za Centrą, a Reece był niewymownie wdzięczny, iż ocalił mu życie.

– Musimy odnaleźć ścianę Kanionu! – zawołał Reece, nie będąc pewnym, w którym kierunku zmierza Centra.

Parli przed siebie, lawirujД…c miД™dzy gД™sto porosЕ‚ymi, sД™katymi drzewami, z trudem nadД…ЕјajД…c za CentrД…, ktГіry wprawnie poruszaЕ‚ siД™ we mgle po wyboistym, piaszczystym szlaku, pooranym korzeniami.

– Uda nam się je zmylić tylko w jeden sposób! – zawołał Centra przez ramię. – Podążajcie za mną!

Trzymali siД™ tuЕј za biegnД…cym CentrД…, potykajД…c siД™ o korzenie, drapani przez gaЕ‚Д™zie. Reece z trudem byЕ‚ w stanie dostrzec cokolwiek przez gД™stniejД…cД… mgЕ‚Д™. Nie raz potknД…Е‚ siД™ na wyboistej Е›cieЕјce.

Biegli, aż bolało ich w płucach, a za nimi wciąż rozlegało się paskudne skrzeczenie tysięcy tych stworów, nieustannie się do nich zbliżających. Elden i O’Connor pomagali Krogowi, i to ich spowalniało. Reece modlił się, by Centra wiedział, dokąd zmierza; nie widział stąd wcale ściany Kanionu.

Nagle Centra zatrzymał się, wyciągnął dłoń i klapnął Reece’a w pierś, aż ten zatrzymał się raptownie.

Reece spojrzaЕ‚ w dГіЕ‚ i u swych stГіp ujrzaЕ‚ stromy spadek, uchodzД…cy wprost w rwД…cД… rzekД™.

Reece, skoЕ‚owany, odwrГіciЕ‚ siД™ ku Centrze.

– Woda – wyjaśnił Centra, z trudem chwytając powietrze. – Lękają się przekroczyć wodę.

Pozostali zatrzymali się raptownie obok nich, wpatrując się w dół, w ryczący nurt, i próbując złapać oddech.

– To wasza jedyna szansa – dodał Centra. – Przekroczcie rzekę, a na chwilę zatrzecie swój ślad i zyskacie czas.

– Ale w jaki sposób? – spytał Reece, wpatrując się w spienione zielone wody.

– Prąd nas zabije! – wykrzyknął Elden.

Centra uЕ›miechnД…Е‚ siД™ pod nosem.

– To najmniejsze z waszych zmartwień – odrzekł. – W wodach tych roi się od Fourenów – najstraszliwszych zwierzy, jakie istnieją. Wpadnijcie do nich, a rozedrą was na strzępy.

Reece spojrzaЕ‚ w dГіЕ‚, na wodД™, myЕ›lД…c.

– Nie możemy zatem przebyć jej wpław – rzekł O’Connor. – A nie widzę żadnej łodzi.

Reece obejrzaЕ‚ siД™ przez ramiД™. OdgЕ‚osy FawГіw stawaЕ‚y siД™ coraz gЕ‚oЕ›niejsze.

– Waszą jedyną szansą jest to – rzekł Centra, sięgając w tył i przyciągając długie pnącze uczepione drzewa, którego gałęzie zwieszały się nad rzeką. – Musimy się przehuśtać na drugą stronę – dodał. – Nie ześlizgnijcie się. I nie spadnijcie tuż przed brzegiem. Pchnijcie ją z powrotem do nas, gdy będziecie po drugiej stronie.

Reece spojrzaЕ‚ na wzburzonД… wodД™ i ujrzaЕ‚ nieduЕјe, paskudne stworzenia, poЕ‚yskujД…ce na ЕјГіЕ‚to i wyskakujД…ce nad powierzchniД™, niby samogЕ‚owy. MiaЕ‚y olbrzymie paszcze, ktГіrymi kЕ‚apaЕ‚y, wydajД…c przy tym dziwne odgЕ‚osy. ByЕ‚y ich tam caЕ‚e Е‚awice i wyglД…daЕ‚y, jak gdyby czekaЕ‚y na swГіj kolejny posiЕ‚ek.

Reece obejrzaЕ‚ siД™ przez ramiД™ i na widnokrД™gu ujrzaЕ‚ zbliЕјajД…cД… siД™ armiД™ FawГіw. Nie mieli wyboru.

– Pójdź pierwszy – rzekł Centra do Reece’a.

Reece potrzД…snД…Е‚ gЕ‚owД….

– Pójdę ostatni – odrzekł. – Na wypadek, gdyby nie wszyscy zdążyli. Ty pójdź pierwszy. Ty nas tu przyprowadziłeś.

Centra skinД…Е‚ gЕ‚owД….

– Nie musisz mnie prosić dwa razy – rzekł z uśmiechem, nerwowo zerkając na nadchodzących Fawów.

Centra zacisnД…Е‚ dЕ‚onie na pnД…czu i z krzykiem podskoczyЕ‚. PrzehuЕ›taЕ‚ siД™ szybko nad wodД…, zwisajД…c na pnД…czu nisko, unoszД…c nogi nad wodД… i kЕ‚apiД…cymi stworami. W koЕ„cu wylД…dowaЕ‚ na drugim brzegu, upadajД…c na ziemiД™.

UdaЕ‚o mu siД™.

Centra wstaЕ‚ z uЕ›miechem na ustach; schwyciЕ‚ rozkoЕ‚ysane pnД…cze i posЕ‚aЕ‚ je z powrotem na drugД… stronД™ rzeki.

Elden wyciД…gnД…Е‚ dЕ‚oЕ„, schwyciЕ‚ je i podaЕ‚ Indrze.

– Damy przodem – rzekł.

Indra skrzywiЕ‚a siД™.

– Nie potrzebuję lepszego traktowania – powiedziała. – Jesteś duży. Możesz przerwać pnącze. Pójdź i miej to z głowy. Nie wpadnij – albo ta kobieta będzie musiała cię ratować.

Elden skrzywiЕ‚ siД™, chwytajД…c pnД…cze. Nie ubawiЕ‚y go sЕ‚owa Indry.

– Usiłowałem jedynie pomóc – rzekł.

Elden skoczyЕ‚ z krzykiem, poszybowaЕ‚ w powietrzu i wylД…dowaЕ‚ na drugim brzegu obok Centry.

Posłał linę z powrotem i nadeszła kolej O’Connora, za nim Serny, po nim Indry i Convena. Pozostali jedynie Reece i Krog.

– Cóż, wygląda na to, iż zostaliśmy tylko my dwaj – rzekł Krog do Reece’a. – Dalej. Ocal siebie – powiedział Krog, zerkając nerwowo przez ramię. – Fawowie są zbyt blisko. Nam obu się nie uda.

Reece pokrД™ciЕ‚ gЕ‚owД….

– Nikt nie zostaje z tyłu – rzekł. – Jeśli ty się nie ruszysz, ja także tu pozostanę.

Obaj tkwili uparcie w miejscu, a Krog zdawaЕ‚ siД™ coraz bardziej podenerwowany. PokrД™ciЕ‚ gЕ‚owД….

– Jesteś głupcem. Dlaczego tak ci na mnie zależy? Ja nie dbałbym o ciebie choćby w połowie tak bardzo.

– Jestem teraz przywódcą, co czyni mnie odpowiedzialnym za ciebie – odrzekł Reece. – Nie dbam o ciebie. Dbam o honor. A mój honor nakazuje mi nie pozostawiać nikogo z tyłu.

Obydwaj obrГіcili siД™ nerwowo, gdy dotarЕ‚ do nich pierwszy z FawГіw. Reece daЕ‚ krok naprzГіd, a Krog wraz z nim, i ciД™li mieczami, zabijajД…c kilku.

– Pójdziemy razem! – zawołał Reece.

Nie tracД…c juЕј ani chwili, Reece pochwyciЕ‚ Kroga, przerzuciЕ‚ sobie przez ramiД™, schwyciЕ‚ linД™ i obaj krzyknД™li, skaczД…c w powietrze na chwilД™ przed tym, jak Fawowie wpadli na brzeg.

We dwГіch przecinali powietrze, lecД…c na drugД… stronД™.

– Pomocy! – krzyknął Krog.

Krog ześlizgiwał się z ramienia Reece’a i pochwycił się pnącza; było ono teraz jednakże mokre od drobnych kropelek wody i dłoń Kroga ześlizgnęła się z niego, a on sam runął do wody. Reece wyciągnął dłoń, by go pochwycić, lecz działo się to zbyt szybko: serce mu zamarło, gdy zmuszony był patrzeć, jak Krog spada, wymykając się z jego dłoni, wprost we wzburzoną wodę.

Reece wylądował na drugim brzegu i przetoczył się po ziemi. Poderwał się na nogi, gotów pospieszyć na powrót w stronę wody – lecz nim zdążył zareagować, Conven wypuścił się z grupy, rzucił się naprzód i skoczył głową do przodu w rwącą rzekę.

Reece i pozostali przyglД…dali siД™ z zapartym tchem. Reece zastanawiaЕ‚ siД™, czy Conven byЕ‚ w istocie tak odwaЕјny? Czy teЕј lgnД…Е‚ do Е›mierci?

Conven bez cienia strachu pokonywaЕ‚ rwД…cy nurt. DotarЕ‚ do Kroga, jakimЕ› cudem niepogryziony przez te stwory, i schwyciЕ‚ go, mЕ‚ГіcД…cego wokoЕ‚o rД™koma. ZarzuciЕ‚ rД™kД™ dokoЕ‚a jego ramienia i utrzymywaЕ‚ go na powierzchni. Conven ruszyЕ‚ pod prД…d, zmierzajД…c ku brzegowi.

Nagle Krog wrzasnД…Е‚:

– MOJA NOGA!

WykrД™ciЕ‚ siД™ z bГіlu, gdy jeden z FourenГіw, ktГіrego ЕјГіЕ‚te Е‚uski poЕ‚yskiwaЕ‚y w wodzie, wgryzЕ‚ siД™ w jego nogД™. Conven pЕ‚ynД…Е‚ i pЕ‚ynД…Е‚, aЕј w koЕ„cu zbliЕјyЕ‚ siД™ do brzegu, a Reece i pozostali schwycili ich i wyciД…gnД™li. Wtem Е‚awica FourenГіw wyskoczyЕ‚a za nimi w powietrze, a Reece i reszta odepchnД™li je.

Krog mЕ‚ГіciЕ‚ dokoЕ‚a rД™koma, a spojrzawszy w dГіЕ‚ Reece spostrzegЕ‚, Ејe Fouren wciД…Еј tkwi w jego nodze; Indra dobyЕ‚a swego sztyletu, pochyliЕ‚a siД™ i zatopiЕ‚a go w udzie Kroga, odrywajД…c zwierzД™. Krog wrzasnД…Е‚, a Fouren rzucajД…c siД™ upadЕ‚ na brzeg, a nastД™pnie na powrГіt do wody.

– Nienawidzę cię! – wycedził do niej Krog przez zęby.

– I dobrze – odrzekła Indra, nie przejąwszy się zbytnio.

Reece spojrzaЕ‚ na Convena, ktГіry staЕ‚ przed nim, ociekajД…c wodД…. ByЕ‚ peЕ‚en podziwu dla jego nieustraszonoЕ›ci. Conven patrzyЕ‚ na niego z kamiennym wyrazem twarzy i Reece ze zdumieniem zauwaЕјyЕ‚, iЕј w jego ramiД™ wgryzЕ‚ siД™ Fouren, trzepoczД…cy w powietrzu. Reece z niedowierzaniem patrzyЕ‚, jak Conven spokojnie, niespiesznie siД™ga do niego, odrywa i wrzuca na powrГіt do wody.

– Nie sprawiło ci to bólu? – spytał skołowany Reece.

Conven wzruszyЕ‚ ramionami.

Reece nigdy nie troskał się o Convena tak bardzo, jak teraz; choć podziwiał jego odwagę, nie mieściło mu się w głowie, iż był tak nierozważny. Bez chwili zastanowienia skoczył prosto w ławicę przeraźliwych stworzeń.

Setki FawГіw zatrzymaЕ‚y siД™ po drugiej stronie rzeki, patrzД…c za nimi rozwЕ›cieczone i szczД™kajД…c zД™bami.

– Teraz już – rzekł O’Connor. – Nic nam nie grozi.

Centra pokrД™ciЕ‚ gЕ‚owД….

– Teraz – owszem. Lecz Fawowie są sprytni. Wiedzą, że rzeka zakręca. Obiorą dłuższą drogę, obiegną, znajdą przejście. Niebawem zjawią się po naszej stronie. Nie mamy wiele czasu. Musimy ruszać dalej.

Pobiegli za CentrД…, ktГіry prowadziЕ‚ ich przez egzotyczne ziemie, przez pola bЕ‚otne, pomiД™dzy wybuchajД…cymi gejzerami.

Biegli i biegli, aЕј wreszcie mgЕ‚a uniosЕ‚a siД™ i Reece uradowaЕ‚ siД™ ujrzawszy przed nimi Е›cianД™ Kanionu, jego poЕ‚yskujД…cy kamieЕ„. PodniГіsЕ‚ wzrok. Ељciany urwiska zdaЕ‚y mu siД™ nieprawdopodobnie wysokie. Nie wiedziaЕ‚, jakim sposobem zdoЕ‚ajД… siД™ po nich wspiД…Д‡.

Reece staЕ‚ u boku pozostaЕ‚ych i przeraЕјony patrzyЕ‚ w gГіrД™. Ељciana zdaЕ‚a mu siД™ teraz jeszcze bardziej olbrzymia niЕј wtedy, gdy schodzili. RozejrzaЕ‚ siД™ na boki, ujrzaЕ‚, iЕј wszyscy sД… wyczerpani i zamyЕ›liЕ‚ siД™ nad tym, jakim sposobem mieliby siД™ po niej wspiД…Д‡. KaЕјdy z nich byЕ‚ wycieЕ„czony, poobijany, znuЕјony walkД…. DЕ‚onie i stopy mieli poocierane. Jakim sposobem mieliby wspiД…Д‡ siД™ w gГіrД™, gdy caЕ‚e siЕ‚y spoЕјytkowali, schodzД…c tutaj?

– Nie podołam – wydyszał Krog łamiącym się głosem.

Reece czuł to samo, choć nie przyznał tego.

Byli osaczeni. Pozostawili Fawów w tyle, lecz nie na długo. Niebawem odnajdą ich i wszyscy padną z ręki przewyższającego ich liczebnie wroga. Cała ta ciężka praca, cały ich wysiłek – wszystko na próżno.

Reece nie chciał tutaj ginąć. Nie w tym miejscu. Jeśli miał stracić życie, pragnął, by stało się to tam, na górze, na jego ziemi, z Selese u boku. Gdyby tylko mógł otrzymać jeszcze jedną szansę, by wymknąć się przeciwnikowi.

Reece usЕ‚yszaЕ‚ przeraЕєliwy dЕєwiД™k i obejrzawszy siД™ ujrzaЕ‚ FawГіw, moЕјe ze sto jardГіw od nich.

Stwory w sile tysiД™cy okrД…ЕјyЕ‚y juЕј rzekД™ i szybko zmniejszaЕ‚y dzielД…cД… ich odlegЕ‚oЕ›Д‡.

Wszyscy wyciД…gnД™li swД… broЕ„.

– Nie mamy dokąd uciec – rzekł Centra.

– Będziemy zatem walczyć na śmierć i życie! – zawołał Reece.

– Reece! – rozległ się głos.

Reece podniósł wzrok ku ścianie Kanionu, a gdy kłęby mgły rozrzedziły się, zobaczył twarz, którą z początku wziął za zjawę. Nie mógł w to uwierzyć. Tam, nad sobą, ujrzał kobietę, o której właśnie myślał.

Selese.

CГіЕј ona tutaj robiЕ‚a? Jak tutaj dotarЕ‚a? I kim byЕ‚a kobieta, ktГіra jej towarzyszyЕ‚a? WyglД…daЕ‚a jak Illepra, krГіlewska uzdrowicielka.

Zwieszały się na ścianie urwiska na długiej, grubej linie, oplatającej je w pasie i wokół dłoni. Schodziły w dół szybko, po długiej, grubej linie, takiej, która nie wyślizgiwała się z rąk. Selese przechyliła się i zrzuciła resztę w dół, a ta opadła dobre pięćdziesiąt stóp, niby manna z nieba, i wylądowała pod stopami Reece’a.

To byЕ‚a ich droga powrotna.

Nie zawahali siД™. Rzucili siД™ w jej kierunku i po kilku chwilach wspinali siД™ juЕј tak szybko, jak tylko mogli. Reece pozwoliЕ‚, by wszyscy poszli przed nim, a gdy wskoczyЕ‚ na linД™ jako ostatni, wspiД…Е‚ siД™ i wciД…gnД…Е‚ jД… za sobД…, tak by Fawowie nie mogli jej dosiД™gnД…Д‡.

Gdy lina była już w górze, nadbiegli Fawowie, wyciągając ku nim ręce i podskakując, by schwycić stopy Reece’a. Niewiele brakowało, lecz Reece’owi udało się im wymknąć.

Reece zatrzymaЕ‚ siД™, gdy zrГіwnaЕ‚ siД™ z Selese, ktГіra czekaЕ‚a na niego na wystД™pie skalnym; nachyliЕ‚ siД™ i pocaЕ‚owali siД™.

– Kocham cię – rzekł Reece, a całe jego jestestwo wypełnione było miłością do niej.

– A ja ciebie – odrzekła.

Odwrócili się i ruszyli w górę ściany Kanionu wraz z innymi. Wspinali się coraz wyżej i wyżej. Wkrótce znajdą się w domu. Reece nie mógł w to uwierzyć.

W domu.




ROZDZIAЕЃ CZWARTY


Alistair biegła pędem przez pole bitwy, na którym panował chaos, przemykając pomiędzy żołnierzami, toczącymi zażarty bój z armią nieumarłych powstającą dokoła nich. Żołnierze zabijali upiory – a upiory zabijały żołnierzy, i powietrze wypełnione było jękami i krzykami. Gwardzistom, MacGilom i silesianom nie brak było odwagi – lecz stawali naprzeciw znacznie liczniejszego przeciwnika. Na miejsce każdego zabitego nieumarłego pojawiało się trzech kolejnych. Alistair spostrzegła, iż to tylko kwestia czasu, nim wszyscy jej ludzie zostaną starci w proch.

ZdwoiЕ‚a tempo i pД™dziЕ‚a co tchu, aЕј bolaЕ‚y jД… pЕ‚uca. UchyliЕ‚a siД™, gdy jeden z nieumarЕ‚ych zamierzyЕ‚ siД™ na jej twarz i krzyknД™Е‚a, gdy inny drasnД…Е‚ jД… w ramiД™, aЕј z rany dobyЕ‚a siД™ krew. Nie zatrzymywaЕ‚a siД™, by stanД…Д‡ z nimi do walki. Nie byЕ‚o na to czasu. MusiaЕ‚a odnaleЕєД‡ Argona.

Zmierzała w kierunku miejsca, w którym ostatnio go widziała, gdy po walce z Rafim osunął się na ziemię z wysiłku. Modliła się, by nie okazało się, że go to zabiło, by mogła go dobudzić i by zdołała to uczynić, nim ona i wszyscy jej ludzie zginą.

Nagle drogД™ zastД…piЕ‚ jej kolejny nieumarЕ‚y i Alistair wyciД…gnД™Е‚a przed siebie dЕ‚oЕ„; posЕ‚ana przez niД… biaЕ‚a kula Е›wiatЕ‚a uderzyЕ‚a go w pierЕ›, aЕј poleciaЕ‚ na plecy.

Stanęło przed nią kolejnych pięć potworów i Alistair wyciągnęła dłoń – jednak tym razem zdołała posłać tylko jedną kulę światła i pozostałe cztery stwory ruszyły na nią. Ze zdumieniem spostrzegła, iż jej moce są ograniczone.

Alistair przygotowała się na atak, gdy stwory zbliżały się – lecz wtem jej uszu dobiegło warczenie i obejrzawszy się ujrzała Krohna, skaczącego obok niej i zatapiającego kły w ich gardłach. Nieumarli zwrócili się w jego kierunku i Alistair dojrzała szansę, by się im wymknąć. Buchnęła łokciem jednego z nich, przewracając go, i ruszyła przed siebie.

Zrozpaczona Alistair torowała sobie drogę przez panujący na polu bezład. Upiorów przybywało z każdą chwilą i jej ludzie byli odpierani. Unikając ciosów i lawirując pomiędzy walczącymi, wyłoniła się wreszcie na niewielkim placu, miejscu, w którym – jak pamiętała – widziała Argona.

Alistair rozejrzała się uważnie po ziemi, zrozpaczona, i w końcu pomiędzy trupami spostrzegła go. Leżał skulony na ziemi, w miejscu, gdzie opadł z sił, na niewielkim placu. Najwyraźniej rzucił jakieś zaklęcie, by trzymać innych z dala od siebie. Był nieprzytomny i Alistair spiesząc do niego modliła się, by nadal żył.

ZbliЕјywszy siД™, Alistair poczuЕ‚a, iЕј osnuwa jД… magiczna baЕ„ka ochronna. PrzyklД™knД™Е‚a przy Argonie i odetchnД™Е‚a, wreszcie bezpieczna przed bojem, ktГіry toczyЕ‚ siД™ dokoЕ‚a niej, znajdujД…c wytchnienie w oku cyklonu.

PrzeszyЕ‚ jД… jednak takЕјe lД™k, gdy spojrzaЕ‚a na czarnoksiД™Ејnika: leЕјaЕ‚ z zamkniД™tymi oczyma i nie oddychaЕ‚. OgarnД™Е‚a jД… panika.

– Argonie! – zawołała, potrząsając nim za ramiona, drżąc. – Argonie, to ja! Alistair! Przebudź się! Musisz się przebudzić!

Argon leЕјaЕ‚, nie reagujД…c, a dokoЕ‚a niej bitwa gorzaЕ‚a coraz zacieklejsza.

– Argonie, proszę! Jesteś nam potrzebny. Nie potrafimy zwyciężyć magii Rafiego. Nie posiadamy twych umiejętności. Proszę, powróć do nas. Uczyń to dla Kręgu. Dla Gwendolyn. Dla Thorgrina.

Alistair potrzД…snД™Е‚a nim, lecz czarnoksiД™Ејnik nadal nie reagowaЕ‚.

Była zrozpaczona. Wtem nagle coś przyszło jej do głowy. Złożyła obie dłonie na jego piersi, zamknęła oczy i skupiła się. Przyzwała całą wewnętrzną energię, która jeszcze jej pozostała i poczuła, jak po jej dłoniach z wolna rozchodzi się ciepło. Gdy podniosła powieki, ujrzała, że z jej dłoni emanuje błękitne światło, które rozpościera się nad piersią i ramionami Argona. Niebawem osnuło całą jego sylwetkę. Alistair używała pradawnego zaklęcia, którego niegdyś nauczyła się, by przywracać chorych do zdrowia. Wykańczało ją to i czuła, jak opuszczają ją siły. Słabnąc, myślała o tym, by Argon powrócił.

Alistair osunęła się, wycieńczona wysiłkiem, i legła u jego boku, zbyt słaba, by choćby się poruszyć.

Wtem wyczuła jakiś ruch i obróciwszy się ku swemu zdumieniu ujrzała, iż Argon zaczyna się poruszać.

UsiadЕ‚ i obrГіciЕ‚ siД™ do niej, a jego oczy bЕ‚yszczaЕ‚y tak silnie, Ејe aЕј siД™ przestraszyЕ‚a. WpatrywaЕ‚ siД™ w niД… z kamiennД… twarzД…, a nastД™pnie wyciД…gnД…Е‚ rД™kД™, schwyciЕ‚ swД… laskД™ i podniГіsЕ‚ siД™. WyciД…gnД…Е‚ jednД… dЕ‚oЕ„, schwyciЕ‚ jej rД™kД™ i bez wysiЕ‚ku szarpniД™ciem postawiЕ‚ jД… na nogi.

Gdy trzymaЕ‚ jej dЕ‚oЕ„, czuЕ‚a, jak wracajД… jej siЕ‚y.

– Gdzie on jest? – spytał Argon.

Nie czekał na odpowiedź; jak gdyby wiedząc dokładnie, w którym kierunku musi się udać, odwrócił się i z laską w dłoni ruszył prosto w wir bitwy.

Alistair nie pojmowała, jak Argon mógł nie zawahawszy się wkroczyć pomiędzy żołnierzy. Lecz po chwili to pojęła: był w stanie utworzyć dokoła siebie magiczną bańkę i choć nieumarli nacierali zewsząd, żaden z nich nie był w stanie się przez nią przedrzeć. Alistair trzymała się blisko niego, a on szedł bezpiecznie, nieustraszenie przez gęstwę żołnierzy, jak gdyby przechadzał się po łące w rozsłoneczniony dzień.

We dwoje przemierzali pole bitwy. Argon milczał, krocząc przed siebie, odziany w swą długą białą pelerynę, z kapturem nasuniętym na głowę. Szedł tak szybko, że Alistair ledwie była w stanie dotrzymać mu kroku.

ZatrzymaЕ‚ siД™ wreszcie poЕ›rodku bitwy, na pustym placu, na ktГіrego przeciwnym kraЕ„cu staЕ‚ Rafi. Rafi wyciД…gaЕ‚ nadal obie rД™ce na boki, wywrГіciwszy oczy, i przyzywaЕ‚ tysiД…ce nieumarЕ‚ych, ktГіrzy wyЕ‚aniali siД™ z rozpadliny w ziemi.

Argon uniГіsЕ‚ dЕ‚oЕ„ wysoko, ponad gЕ‚owД™, i skierowaЕ‚ jД… wewnД™trznД… stronД… ku gГіrze, w kierunku nieba. RozwarЕ‚ szeroko oczy.

– RAFI! – rzucił prowokującym tonem.

Mimo haЕ‚asu gЕ‚os Argona przedarЕ‚ siД™ przez walczД…cych mД™Ејczyzn, i rozbrzmiaЕ‚ aЕј pod wzgГіrzami.

Gdy Argon wrzasnД…Е‚, chmury wysoko na niebie nagle rozstД…piЕ‚y siД™. Z nieba wprost na jego dЕ‚oЕ„ spЕ‚ynД…Е‚ promieЕ„ biaЕ‚ego Е›wiatЕ‚a, jak gdyby tworzД…c pomost pomiД™dzy nim a samymi niebiosami. StrumieЕ„ Е›wiatЕ‚a stawaЕ‚ siД™ coraz szerszy i szerszy, niczym trД…ba powietrzna, osnuwajД…c pole bitwy, osnuwajД…c wszystko wokoЕ‚o niego.

Zerwał się porywisty wiatr i rozległ głośny świst. Alistair z niedowierzaniem spostrzegła, że ziemia pod nią poczyna trząść się jeszcze gwałtowniej, a ogromna rozpadlina zaczyna przesuwać się w przeciwnym kierunku, z wolna zamykając się.

Dwie części ziemi poczęły zbliżać się ku sobie, miażdżąc tuziny nieumarłych, którzy z wrzaskiem usiłowali wypełznąć na zewnątrz.

Po chwili setki nieumarЕ‚ych spadЕ‚y na powrГіt w otchЕ‚aЕ„ ziemi, a otwГіr stawaЕ‚ siД™ coraz wД™Ејszy.

Ziemia zatrzД™sЕ‚a siД™ po raz ostatni i zalegЕ‚a cisza, gdy rozpadlina wreszcie poЕ‚Д…czyЕ‚a siД™ i ziemia powrГіciЕ‚a do poprzedniego stanu, jak gdyby nigdy nie byЕ‚o tam najmniejszej szczeliny. Straszliwe, stЕ‚umione wrzaski nieumarЕ‚ych poniosЕ‚y siД™ w powietrzu.

NastaЕ‚a peЕ‚na zdumienia cisza, chwilowa przerwa w bitwie, gdy wszyscy stanД™li w bezruchu i przyglД…dali siД™.

Rafi wrzasnД…Е‚, odwrГіciЕ‚ siД™ i utkwiЕ‚ spojrzenie w Argonie.

– ARGONIE! – krzyknął.

NadszedЕ‚ czas, by dwaj wielcy tytani zmierzyli siД™ ze sobД….

Rafi wybiegЕ‚ na plac, trzymajД…c swД… czerwonД… laskД™ wysoko w gГіrze, a Argon nie zawahaЕ‚ siД™ i ruszyЕ‚ na spotkanie z nim.

Zmierzyli siД™ poЕ›rodku. KaЕјdy z nich trzymaЕ‚ swД… laskД™ uniesionД… wysoko nad gЕ‚owД…. Rafi zamachnД…Е‚ siД™ na Argona, a ten uniГіsЕ‚ laskД™ i zablokowaЕ‚ uderzenie. WokoЕ‚o poniosЕ‚o siД™ biaЕ‚e Е›wiatЕ‚o, niby skry, gdy siД™ zetknД™li. Argon oddaЕ‚ cios, a Rafi go zablokowaЕ‚.

Przesuwali siД™ to w jednД… stronД™, to w drugД…, oddajД…c cios za cios, atakujД…c, blokujД…c, a dokoЕ‚a rozchodziЕ‚o siД™ biaЕ‚e Е›wiatЕ‚o. Ziemia drЕјaЕ‚a przy kaЕјdym ich uderzeniu i Alistair wyczuwaЕ‚a w powietrzu bezmiernД… energiД™.

Wreszcie Argon natrafiЕ‚ na sposobnoЕ›Д‡ i zamachnД…Е‚ siД™ laskД… od doЕ‚u, roztrzaskujД…c laskД™ Rafiego.

Ziemia zatrzД™sЕ‚a siД™ gwaЕ‚townie.

Argon daЕ‚ krok naprzГіd, uniГіsЕ‚ laskД™ wysoko nad gЕ‚owД™ w obu dЕ‚oniach i zatopiЕ‚ jД… w dГіЕ‚, prosto w pierЕ› Rafiego.

Rafi wydał z siebie okropny wrzask, a z jego szeroko rozwartych ust wyleciały tysiące niewielkich nietoperzy. Niebiosa na chwilę zaciągnęły się czernią i gęste, ciemne chmury zebrały się nad głową Rafiego. Tworząc wir, przemieściły się w dół, ku ziemi. Pochłonęły go w całości, a Rafi zawył, przecinając powietrze, niesiony w górę, ku niebiosom, zmierzając ku jakiemuś okropnemu losowi, którego Alistair wolała sobie nie wyobrażać.

Argon staЕ‚ bez ruchu, dyszД…c ciД™Ејko. WokoЕ‚o wreszcie zalegЕ‚a cisza. Rafi byЕ‚ martwy.

Armia nieumarłych poczęła z krzykiem rozpadać się, jeden po drugim, na oczach Argona, i każdy z nich legł jako góra popiołu. Pole bitwy szybko zapełniło się tysiącami takich gór. Jedynie to pozostało po mrocznych zaklęciach Rafiego.

Alistair rozejrzaЕ‚a siД™ po bitewnym polu i spostrzegЕ‚a, iЕј tylko jedna walka nie zostaЕ‚a jeszcze stoczona: po drugiej stronie placu jej brat, Thorgrin mierzyЕ‚ siД™ z ich ojcem, Andronicusem. WiedziaЕ‚a, iЕј w nadchodzД…cej bitwie jeden z tych zdeterminowanych mД™ЕјГіw straci Ејycie: jej brat lub ojciec. ModliЕ‚a siД™, by to jej brat wyszedЕ‚ z niej bez szwanku.




ROZDZIAЕЃ PIД„TY


Luanda leżała na ziemi u stóp Romulusa, przyglądając się z przerażeniem, jak tysiące żołnierzy imperialnych wlewają się na most i krzyczą triumfalnie, wdzierając się do Kręgu. Najeżdżali jej ziemie ojczyste, a ona nie mogła temu zaradzić, siedziała jedynie bezradnie i zastanawiała się, czy jakimś sposobem to wszystko jej wina. Nie potrafiła się powstrzymać od wrażenia, iż jakimś sposobem jest odpowiedzialna za to, że Tarcza opadła.

Luanda odwrГіciЕ‚a siД™ i spojrzaЕ‚a w stronД™ horyzontu. UjrzaЕ‚a niekoЕ„czД…ce siД™ zastД™py okrД™tГіw imperialnych i wiedziaЕ‚a, iЕј wkrГіtce do KrД™gu bД™dД… napЕ‚ywaЕ‚y juЕј nie tysiД…ce, a miliony wojownikГіw. Jej ludzie zostanД… rozgromieni; KrД…g zostanie rozgromiony. Wszystko juЕј przepadЕ‚o.

Luanda przymknęła powieki i raz po raz potrząsała głową. Niegdyś była tak wściekła na Gwendolyn, na swego ojca, że z przyjemnością przyglądałaby się zniszczeniu Kręgu. Lecz od czasu zdrady Andronicusa i tego, jak ją potraktował, tego, jak ogolił jej głowę, pobił na oczach swych ludzi, miała już odmienne zdanie. Zdała sobie sprawę, jak bardzo nie miała racji, jak bardzo naiwna była, pnąc się ku władzy. Teraz oddałaby wszystko, byle odzyskać swe dawne życie. Teraz pragnęła jedynie życia wypełnionego spokojem i zadowoleniem. Nie łaknęła już ambicji, nie dążyła do władzy; teraz pragnęła jedynie przeżyć i naprawić dawne krzywdy.

Lecz gdy przyglądała się temu wszystkiemu, Luanda pojęła, iż jest już za późno. Teraz zbliżał się kres jej umiłowanej ojczyzny, a ona nie potrafiła temu zaradzić.

Luanda usЕ‚yszaЕ‚a okropny odgЕ‚os, jakby Е›miech poЕ‚Д…czony w jedno z warczeniem, a gdy podniosЕ‚a wzrok, ujrzaЕ‚a stojД…cego nad niД… Romulusa. RД™koma wsparЕ‚ siД™ pod boki i przyglД…daЕ‚ siД™ temu wszystkiemu, a na jego twarzy krГіlowaЕ‚ szeroki uЕ›miech zadowolenia, ktГіry odsЕ‚aniaЕ‚ jego nierГіwne zД™by. OdrzuciЕ‚ gЕ‚owД™ w tyЕ‚ i dЕ‚ugo Е›miaЕ‚ siД™ w euforii.

Luanda ЕјД…dna byЕ‚a jego Е›mierci; gdyby miaЕ‚a sztylet w dЕ‚oni, zatopiЕ‚aby go w jego sercu. JednakЕјe znajД…c go, wiedzД…c, jak potД™Ејnie jest zbudowany, jak odporny jest na wszystko, pomyЕ›laЕ‚a, Ејe sztylet najpewniej nawet nie przeciД…Е‚by skГіry.

Romulus spojrzaЕ‚ na niД… i jego uЕ›miech ustД…piЕ‚ miejsca grymasowi.

– A teraz – rzekł. – Nadszedł czas, by zabić cię, i to powoli.

Luanda usЕ‚yszaЕ‚a charakterystyczny szczД™k i patrzyЕ‚a, jak Romulus dobywa broni zatkniД™tej za pasem. WyglД…daЕ‚a jak krГіtki miecz, lecz zwД™ЕјaЕ‚a siД™ i koЕ„czyЕ‚a dЕ‚ugim, wД…skim punktem. ByЕ‚a to niecna broЕ„, wyraЕєnie przeznaczona do zadawania tortur.

– Teraz zadam ci dużo bólu – rzekł.

Opuścił broń, a Luanda uniosła ręce do twarzy, jak gdyby chciała to wszystko wyprzeć. Zamknęła oczy i wrzasnęła.

Wtem nastД…piЕ‚o coЕ› dziwnego: gdy Luanda wrzasnД™Е‚a, zawtГіrowaЕ‚ jej ryk jeszcze gЕ‚oЕ›niejszy. ByЕ‚ to wrzask zwierza. Potwora. Pierwotny ryk, gЕ‚oЕ›niejszy i niosД…cy siД™ dalej niЕј wszystko, co dotychczas sЕ‚yszaЕ‚a. ByЕ‚ niby grom rozdzierajД…cy niebo wpГіЕ‚.

Luanda otworzyЕ‚a oczy i uniosЕ‚a wzrok ku niebu, zastanawiajД…c siД™, czy wyobraЕєnia pЕ‚ata jej figle. BrzmiaЕ‚ jak krzyk samego Boga.

Romulus, podobnie zadziwiony, uniГіsЕ‚ wzrok ku niebu, skoЕ‚owany. Po wyrazie jego twarzy Luanda poznaЕ‚a, iЕј on takЕјe to usЕ‚yszaЕ‚; nie wyЕ›niЕ‚a sobie tego.

Po pierwszym ryku rozbrzmiał drugi, straszniejszy jeszcze niż poprzedni, tak dziki, tak potężny, iż Luanda pojęła, że mógł się dobyć z gardła jednego tylko stwora.

Smoka.

Gdy nieboskЕ‚on rozstД…piЕ‚ siД™, Luanda oniemiaЕ‚a z wraЕјenia na widok dwГіch ogromnych smokГіw szybujД…cych wysoko nad nimi. ByЕ‚y to najwiД™ksze i najstraszniejsze stworzenia, jakie kiedykolwiek widziaЕ‚a. PrzysЕ‚aniaЕ‚y sЕ‚oЕ„ce, czyniД…c z dnia noc, rzucajД… cieЕ„ na nich wszystkich.

BroЕ„ Romulusa wysunД™Е‚a mu siД™ z dЕ‚oni, a usta rozwarЕ‚y w szoku. NajwyraЕєniej i on nie widziaЕ‚ nigdy niczego podobnego do tych smokГіw, lecД…cych nisko nad ziemiД…, ledwie dwadzieЕ›cia stГіp nad ich gЕ‚owami, tak, Ејe nieomal siД™ o nich otarЕ‚y. Ich wielkie pazury zwieszaЕ‚y siД™ nisko i ryknД…wszy ponownie, smoki wygiД™Е‚y grzbiety w paЕ‚Д…k i rozpostarЕ‚y szeroko skrzydЕ‚a.

Z poczД…tku Luanda skuliЕ‚a siД™, zakЕ‚adajД…c iЕј to po niД… przybyЕ‚y. JednakЕјe gdy patrzyЕ‚a, jak lecД… nad nimi tak Ејywo, gdy poczuЕ‚a, jak podmuch wiatru wzbudzony ich skrzydЕ‚ami jД… przewraca, pojД™Е‚a, iЕј zmierzajД… gdzie indziej: za Kanion. Do KrД™gu.

Smoki musiały ujrzeć żołnierzy wlewających się do Kręgu i pojęły, że Tarcza opadła. Musiały pojąć, iż to także ich szansa na to, by dostać się do Kręgu.

Luanda patrzyЕ‚a jak urzeczona, jak jeden ze smokГіw nagle otwiera paszczД™, rzuca siД™ w dГіЕ‚ i pluje strumieniem ognia w znajdujД…cych siД™ na moЕ›cie mД™Ејczyzn.

RozlegЕ‚y siД™ krzyki tysiД™cy ЕјoЕ‚nierzy imperialnych i poniosЕ‚y aЕј pod nieboskЕ‚on, gdy pochЕ‚onД™Е‚a ich ogromna Е›ciana ognia.

Smoki poleciaЕ‚y dalej. ZiaЕ‚y ogniem, gdy przelatywaЕ‚y nad mostem, spalajД…c wszystkich ludzi Romulusa. PofrunД™Е‚y nastД™pnie do KrД™gu, plujД…c pЕ‚omieniami i unicestwiajД…c kaЕјdego imperialnego mД™Ејa, ktГіry siД™ tam znalazЕ‚, wzbudzajД…c kolejne fale zniszczenia.

Ani się obejrzeli, a na moście ani w Kręgu nie pozostał choćby jeden imperialny żołnierz.

Ci, którzy zmierzali w kierunku mostu i zamierzali go przekroczyć, zatrzymali się raptownie. Nie odważyli się wejść. Miast tego odwrócili się i puścili biegiem przed siebie, kierując się z powrotem ku okrętom.

Romulus obrГіciЕ‚ siД™ i patrzyЕ‚ wzburzony na swych uciekajД…cych ludzi.

Luanda siedziała zaszokowana i pojęła, iż to jej szansa. Coś innego zajmowało teraz Romulusa, który odwrócił się i pognał za swymi ludźmi, usiłując zawrócić ich w stronę mostu. Była to chwila, na którą czekała.

Z tłukącym się w piersi sercem Luanda skoczyła na nogi, odwróciła się i puściła biegiem w stronę mostu. Wiedziała, iż ma jedynie kilka krótkich chwil; jeśli dopisze jej szczęście, może – może – nim Romulus się spostrzeże, zdoła odbiec wystarczająco daleko, by dotrzeć na drugą stronę. A jeśli dotrze na drugą stronę, być może jej obecność tam przywróci Tarczę.

Musiała podjąć tę próbę. Wiedziała, iż musi to uczynić teraz albo nigdy.

Luanda biegła i biegła, oddychając tak szybko, że niemal nie była w stanie zebrać myśli, a nogi jej drżały. Potykała się, nogi jej były jak z ołowiu, a w gardle zasychało. Biegnąc, młóciła rękoma dokoła, a zimny wiatr muskał jej ogoloną głowę.

BiegЕ‚a coraz szybciej i szybciej, aЕј usЕ‚yszaЕ‚a swe tЕ‚ukД…ce siД™ w piersi serce i wЕ‚asny oddech, a wszystko wokoЕ‚o staЕ‚o siД™ niewyraЕєne. PokonaЕ‚a dobre piД™Д‡dziesiД…t jardГіw mostu, nim usЕ‚yszaЕ‚a pierwszy krzyk.

Romulus. NajwyraЕєniej jД… spostrzegЕ‚.

Nagle za jej plecami rozlegЕ‚ siД™ odgЕ‚os pД™dzД…cych jeЕєdЕєcГіw, przemierzajД…cych most w pogoni za niД….

Luanda parła do przodu i przyspieszyła jeszcze, słysząc zbliżających się mężczyzn. Biegła między ciałami żołnierzy Imperium, spalonymi przez smoki. Niektóre z nich wciąż płonęły. Luanda robiła co tylko w jej mocy, by je omijać. Odgłos pędzących za nią koni przybrał jeszcze na sile. Obejrzała się przez ramię, ujrzała uniesione wysoko włócznie i wiedziała, iż tym razem Romulus zamierza ją ukatrupić. Wiedziała, iż za kilka krótkich chwil te włócznie utkwią w jej plecach.

Luanda spojrzała przed siebie i ujrzała ziemię Kręgu ledwie kilka stóp przed sobą. Gdyby tylko zdołała tam dobiec. Jeszcze dziesięć stóp. Gdyby tylko mogła przekroczyć granicę być może, łudziła się, Tarcza podniosłaby się i ocaliła ją.

MД™ЕјczyЕєni przyspieszyli, gdy Luanda stawiaЕ‚a ostatnie kroki na moЕ›cie. OdgЕ‚os galopujД…cych koni ogЕ‚uszaЕ‚ jД…, czuЕ‚a pot koni i mД™Ејczyzn. SkuliЕ‚a siД™, spodziewajД…c siД™, iЕј lada chwila jedna z wЕ‚Гіczni przebije jej plecy. BrakowaЕ‚o im do niej kilku stГіp. Lecz jej brakowaЕ‚o tyle samo do KrД™gu.

Doprowadzona do rozpaczy Luanda rzuciЕ‚a siД™ przed siebie, gdy ujrzaЕ‚a za plecami ЕјoЕ‚nierza unoszД…cego w dЕ‚oni wЕ‚ГіczniД™. UderzyЕ‚a o ziemiД™ z Е‚oskotem. KД…tem oka spostrzegЕ‚a wЕ‚ГіczniД™ przecinajД…cД… powietrze, zmierzajД…cД… wprost na niД….

Lecz gdy tylko Luanda przekroczyЕ‚a granicД™, gdy wylД…dowaЕ‚a na ziemi KrД™gu, nagle Tarcza ponownie uniosЕ‚a siД™ za niД…. ZnajdujД…ca siД™ o cale za niД… wЕ‚Гіcznia rozbryznД™Е‚a siД™ w powietrzu. Wszyscy ЕјoЕ‚nierze na moЕ›cie za niД… krzyknД™li, unoszД…c dЕ‚onie do twarzy. StanД™li w pЕ‚omieniach i rozpadli siД™.

Po chwili pozostaЕ‚y po nich jedynie gГіrki popioЕ‚u.

Po drugiej stronie mostu staЕ‚ Romulus, przyglД…dajД…c siД™ wszystkiemu. WrzeszczaЕ‚ i biЕ‚ siД™ w pierЕ›. ByЕ‚ to krzyk peЕ‚en rozpaczy. Krzyk kogoЕ›, kto zostaЕ‚ pokonany. Przechytrzony.

Luanda leЕјaЕ‚a na ziemi, dyszД…c ciД™Ејko, zaszokowana. NachyliЕ‚a siД™ i ucaЕ‚owaЕ‚a ziemiД™, na ktГіrej leЕјaЕ‚a, po czym odrzuciЕ‚a gЕ‚owД™ w tyЕ‚ i rozeЕ›miaЕ‚a siД™ w zachwycie.

UdaЕ‚o jej siД™. ByЕ‚a bezpieczna.




ROZDZIAЕЃ SZГ“STY


Thorgrin stał na placu naprzeciw Andronicusa, otoczony obiema armiami. Nikt się nie poruszał, wszyscy przyglądali się jedynie, jak ojciec i syn raz jeszcze stają naprzeciw siebie. Andronicus stał w całej swej okazałości, górując nad Thorem wzrostem, dzierżąc w jednej dłoni ogromny topór, a w drugiej miecz. Stanąwszy naprzeciw niego, Thor zmusił się, by oddychać spokojnie, głęboko, by panować nad emocjami. Musiał zachować przytomny umysł, skupić się podczas walki z tym mężczyzną, tak samo, jak gdyby walczył z każdym innym wrogiem. Musiał wmówić sobie, iż nie stawał naprzeciw swego ojca, lecz największego przeciwnika. Mężczyzny, który skrzywdził Gwendolyn; który skrzywdził wszystkich jego ziomków; mężczyzny, który przejął kontrolę nad jego umysłem. Mężczyzny, który zasłużył sobie na śmierć.

Rafi nie żył, Argon odzyskał władzę, wszystkie nieumarłe stwory znalazły się znów pod powierzchnią ziemi i nie można było odwlekać już tego starcia, potyczki Andronicusa z Thorgrinem. Była to bitwa, która miała zadecydować o losach toczącej się wojny. Thor nie pozwoli mu się wymknąć, nie tym razem. Andronicus, przyparty do muru, wreszcie zdawał się gotów zmierzyć ze swym synem.

– Thornicusie, jesteś mym synem – rzekł Andronicus niskim głosem, a jego słowa poniosły się po polu bitwy. – Nie chcę wyrządzić ci krzywdy.

– Lecz ja chcę wyrządzić krzywdę tobie – odrzekł Thor, nie pozwalając swemu ojcu wciągnąć się w gierki umysłowe.

– Thornicusie, synu mój – powtórzył Andronicus. Thor ostrożnie dał krok naprzód. – Nie chcę cię zabić. Złóż oręż i dołącz do mnie. Dołącz do mnie, jak uprzednio. Jesteś mym synem. Nie ich synem. W twych żyłach płynie moja krew, nie ich. Moja ojczyzna jest także twoją; Krąg jest dla ciebie jedynie przybranym domem. Wywodzisz się z mego ludu. Ci ludzie nic dla ciebie nie znaczą. Powróć do domu. Powróć do Imperium. Pozwól mi być ojcem, którego zawsze pragnąłeś mieć. I stań się synem, którym zawsze pragnąłem, byś był.

– Nie zamierzam z tobą walczyć – rzekł w końcu Andronicus, opuściwszy swój topór.

Thor nie miał ochoty dłużej go słuchać. Musiał wykonać teraz jakiś ruch, by nie zezwolić temu potworowi zawładnąć swym umysłem.

Thor wydaЕ‚ z siebie okrzyk bitewny, uniГіsЕ‚ wysoko miecz i natarЕ‚, opuszczajД…c go oburД…cz na gЕ‚owД™ Andronicusa.

Andronicus wpatrywaЕ‚ siД™ w niego zdumiony i w ostatniej chwili pochyliЕ‚ siД™, schwyciЕ‚ topГіr z ziemi, uniГіsЕ‚ go i zablokowaЕ‚ cios Thora.

WokoЕ‚o miecza posypaЕ‚y siД™ iskry, gdy ich bronie zetknД™Е‚y siД™. Byli ledwie cale od siebie i obaj jД™knД™li, gdy Andronicus parowaЕ‚ cios Thora.

– Thornicusie – wydusił Andronicus. – Twa siła jest wielka. Lecz to moja siła. Ode mnie ją otrzymałeś. Moja krew płynie w twoich żyłach. Przerwij ten obłęd i dołącz do mnie!

Andronicus odepchnД…Е‚ Thora, a ten zatoczyЕ‚ siД™ kilka krokГіw w tyЕ‚.

– Nigdy! – krzyknął Thor wyzywającym tonem. – Nigdy do ciebie nie powrócę. Nie jesteś mi ojcem. Jesteś obcy. Nie zasługujesz na to, by być mym ojcem!

Thor natarЕ‚ ponownie, krzyczД…c, i opuЕ›ciЕ‚ miecz. Andronicus zablokowaЕ‚ uderzenie, a Thor, przewidziawszy ten ruch, okrД™ciЕ‚ siД™ szybko z mieczem i ciД…Е‚ go w ramiД™.

Andronicus wrzasnД…Е‚, a z rany trysnД™Е‚a krew. ZatoczyЕ‚ siД™ i obrzuciЕ‚ Thora niedowierzajД…cym spojrzeniem, przykЕ‚adajД…c do rany dЕ‚oЕ„ i przyglД…dajД…c siД™ krwi na palcach.

– Zamierzasz mnie zabić – powiedział Andronicus, jak gdyby po raz pierwszy to pojął. – Po wszystkim, co dla ciebie uczyniłem.

– W rzeczy samej – odrzekł Thorgrin.

Andronicus spojrzaЕ‚ na niego bacznie, jak gdyby patrzyЕ‚ na nowД… osobД™, i wyraz jego twarzy szybko zmieniЕ‚ siД™ z zadziwienia i rozczarowania w gniew.

– Nie jesteś zatem mym synem! – wykrzyknął. – Wielki Andronicus nie prosi dwa razy!

Andronicus cisnД…Е‚ na ziemiД™ miecz i uniГіsЕ‚ oburД…cz topГіr bojowy, wydaЕ‚ gЕ‚oЕ›ny okrzyk bitewny i zaszarЕјowaЕ‚ na Thora. Bitwa wreszcie siД™ rozpoczД™Е‚a.

Thor uniósł miecz, by zablokować cios, lecz ten zadany został z taką siłą, że ku zdumieniu Thora, jego miecz roztrzaskał się na dwoje.

Thor zareagował szybko i usunął się z drogi, unikając spadającego ciosu; ostrze przeleciało obok, omijając go o cal. Topór spadł tak blisko, że Thor poczuł, jak wywołany przez niego podmuch wiatru ociera się o jego ramię. Jego ojca cechowała olbrzymia siła, większa niż któregokolwiek z wojowników, z którymi toczył boje. Thor wiedział, iż nie będzie to łatwa walka. Jego ojciec była także szybki – śmiercionośne połączenie. A teraz Thor pozostał bez broni.

Andronicus bez wahania zamachnД…Е‚ siД™ raz jeszcze na boki, zamierzajД…c przeciД…Д‡ Thora wpГіЕ‚.

Thor skoczył w górę, wysoko nad głową Andronicusa, i wykonał przewrót w powietrzu. Użył swych wewnętrznych mocy, by pomogły mu, by wyniosły go wysoko i by mógł wylądować za Andronicusem. Skoczył na nogi, schylił się i schwycił z ziemi miecz swego ojca. Obrócił się raptownie i natarł, mierząc w plecy Andronicusa.

Lecz ku zaskoczeniu Thora Andronicus reagował tak szybko, że był już przygotowany do obrony. Obrócił się i zablokował cios. Thor poczuł, jak uderzenie metalu o metal rozchodzi się po jego ciele. Miecz Andronicusa przynajmniej przetrzymał cios; był mocniejszy niż jego. Dziwnie mu było trzymać miecz swego ojca – tym dziwniej, że walczył właśnie z nim.

Thor zamachnД…Е‚ siД™ i ciД…Е‚ bokiem, mierzД…c w ramiД™ Andronicusa. Andronicus parowaЕ‚ cios i natarЕ‚ na Thora.

Posuwali siД™ to w jednД…, to w drugД… stronД™, atakujД…c i blokujД…c, Thor odpieraЕ‚ Andronicusa i Andronicus odpieraЕ‚ Thora. SypaЕ‚y siД™ iskry, broЕ„ poruszaЕ‚a siД™ szybko, poЕ‚yskujД…c w promieniach sЕ‚onecznych, a jej szczД™k niГіsЕ‚ siД™ po polu bitwy. Dwie armie przyglД…daЕ‚y siД™ jak urzeczone. DwГіch wielkich wojownikГіw odpieraЕ‚o siД™ wzajemnie tam i z powrotem przez pusty plac, i Ејaden z nich nie zyskiwaЕ‚ przewagi.

Thor uniósł miecz, by zadać kolejny cios, lecz tym razem Andronicus zaskoczył go, dając krok naprzód i kopiąc w pierś. Thor zatoczył się w tył i runął na plecy.

Andronicus rzuciЕ‚ siД™ naprzГіd i opuЕ›ciЕ‚ topГіr. Thor usunД…Е‚ siД™ z drogi, lecz niewystarczajД…co szybko: ostrze rozciД™Е‚o jego biceps i pociekЕ‚a z niego krew. Thor krzyknД…Е‚, lecz nie zwaЕјajД…c na to zamachnД…Е‚ siД™ i ciД…Е‚ mieczem w Е‚ydkД™ Andronicusa.

Andronicus zachwiaЕ‚ siД™ i wrzasnД…Е‚, a Thor przetoczyЕ‚ siД™ i stanД…Е‚ ponownie na nogi. ZnГіw stali naprzeciw siebie, obaj ranieni.

– Silniejszy jestem od ciebie, synu – rzekł Andronicus. – I stoczyłem więcej walk. Poddaj się. Twe druidzkie moce na mnie nie podziałają. Walka toczy się jedynie między mną a tobą, między dwoma mężczyznami, dwoma mieczami. A ja jestem lepszym wojownikiem. Wiesz o tym. Poddaj mi się, a nie zabiję cię.

Thor rzuciЕ‚ mu gniewne spojrzenie.

– Nie poddam się nikomu! A z pewnością nie tobie!

Thor zmusił się, by myśleć o Gwendolyn, o tym, co uczynił jej Andronicus i jego gniew przybrał na sile. Nadeszła właściwa chwila. Thor był zdecydowany wykończyć Andronicusa raz na zawsze, posłać tę ohydną kreaturę na powrót w piekielne otchłanie.

Zebrawszy resztkę sił rzucił się naprzód z głośnym krzykiem, wkładając w to całą energię. Siekł mieczem na prawo i lewo, machając tak szybko, iż ledwie był w stanie nim pokierować, a Andronicus blokował każdy cios, choć krok za krokiem Thor odpierał go. Walka trwała długo i Andronicus zdawał się być zdumiony, iż jego syn wykazuje się taką siłą, i przez tak długi czas.

Thor trafił na swą sposobność, gdy Andronicusowi na chwilę omdlało ramię. Zamachnął się na ostrze jego topora i bronie zetknęły się, a Thor zdołał wytrącić mu go z dłoni.

Zaszokowany Andronicus patrzyЕ‚, jak jego broЕ„ leci w powietrzu, a wtedy Thor kopnД…Е‚ go w pierЕ›, posyЕ‚ajД…c na plecy.

Nim zdoЕ‚aЕ‚ siД™ podnieЕ›Д‡, Thor zbliЕјyЕ‚ siД™ i postawiЕ‚ stopД™ na jego gardle. PrzycisnД…Е‚ go do ziemi i staЕ‚, utkwiwszy w nim wzrok.

CaЕ‚e pole bitwy przypatrywaЕ‚o siД™ jak urzeczone. Thor staЕ‚ nad swym ojcem, przykЕ‚adajД…c czubek klingi do jego gardЕ‚a.

Andronicus, ktГіremu z ust sД…czyЕ‚a siД™ krew, uЕ›miechnД…Е‚ siД™, ukazujД…c swe kЕ‚y.

– Nie potrafisz tego uczynić, synu – rzekł. – W tym tkwi twa wielka słabość. W twej miłości do mnie. Ja także mam słabość do ciebie. Nigdy nie potrafiłem się zmusić, by cię uśmiercić. Ani teraz, ani całe twe życie. Cała nasza bitwa jest daremna. Puścisz mnie wolno. Gdyż ty i ja jesteśmy jednym.

Thor stał nad nim, drżącymi dłońmi przyciskając czubek miecza do jego gardła. Z wolna uniósł go. Po części czuł, iż w słowach jego ojca kryje się prawda. Jak mógłby się zdobyć na to, by zabić własnego ojca?

Lecz gdy przypatrywał mu się, pomyślał o całym bólu, wszystkich zniszczeniach, jakie jego ojciec zadał wszystkim wokoło niego. Rozważył cenę pozostawienia go przy życiu. Cenę litości. Była to zbyt wysoka cena, nie tylko dla Thorgrina, lecz także dla każdego, kogo kochał i na kim mu zależało. Thor zerknął za siebie i ujrzał dziesiątki tysięcy żołnierzy imperialnych, którzy najechali jego ojczyznę, gotowych zaatakować jego ludzi. A ten człowiek był ich przywódcą. Thor winien to był swemu królestwu. I Gwendolyn. A nade wszystko – sobie. Może i ten człowiek był jego ojcem z krwi, lecz nic nadto. Nie był jego ojcem w żadnym innym znaczeniu tego słowa. A sama krew nie czyniła ojca.

Thor uniГіsЕ‚ wysoko miecz i z gЕ‚oЕ›nym krzykiem uderzyЕ‚ w dГіЕ‚.

ZamknД…Е‚ oczy, a gdy je otworzyЕ‚, ujrzaЕ‚ miecz zatopiony w ziemi, tuЕј obok gЕ‚owy Andronicusa. Thor pozostawiЕ‚ go tam i daЕ‚ krok w tyЕ‚.

Jego ojciec miał rację: nie był zdolny tego uczynić. Mimo wszystko nie potrafił się zmusić, by zabić bezbronnego człowieka.

Thor odwrócił się od ojca i stanął przodem do swych ludzi, do Gwendolyn. Wiadome było, iż wygrał bitwę. Dowiódł swego. Teraz Andronicus, o ile ma choć krztynę honoru, nie ma innego wyboru jak wrócić do Imperium.

– THORGRINIE! – krzyknęła Gwendolyn.

Thor odwrГіciЕ‚ siД™ i ze zdumieniem ujrzaЕ‚ topГіr Andronicusa zbliЕјajД…cy siД™ w jego kierunku, wprost na jego gЕ‚owД™. Thor usunД…Е‚ siД™ w ostatniej chwili i ostrze przeciД™Е‚o powietrze obok niego.

Andronicus był jednakże prędki – w tym samym ruchu zamachnął się rękawicą i uderzył Thora wierzchnią stroną dłoni w szczękę, aż ten przewrócił się na dłonie i kolana.

Thor poczuЕ‚ mocne pД™kniД™cie w Ејebrach, gdy Andronicus kopnД…Е‚ go w brzuch. PrzeturlaЕ‚ siД™, z trudem chwytajД…c powietrze.

Leżał na dłoniach i kolanach, z ust sączyła mu się krew i straszliwie bolały go żebra. Próbował zebrać w sobie siłę, by się podnieść. Kątem oka widział, jak Andronicus zbliża się do niego z szerokim uśmiechem na twarzy i obojgiem rąk unosi wysoko swój topór. Thor spostrzegł, iż mierzy, by odciąć mu głowę. W jego nabiegłych krwią oczach dojrzał, że nie okaże litości, jaką okazał Thor.

– Powinienem był to uczynić trzynaście lat temu – powiedział Andronicus.

Andronicus wydaЕ‚ z siebie gЕ‚oЕ›ny krzyk, opuszczajД…c topГіr na odsЕ‚oniД™ty kark Thora.

Thor nie zamierzał jednak poddać walki; zdołał dobyć resztki sił i mimo bólu zerwał się na nogi i ruszył na swego ojca. Rzucił się na niego, chwytając pod żebra, i powalił go w tył na ziemię.

Thor leżał na nim, przyciskając go do ziemi, gotując się do walki gołymi rękoma. Potyczka przerodziła się w mocowanie się. Andronicus wyciągnął dłoń i schwycił Thora za gardło, a Thora zaskoczyła jego siła; szybko poczuł, iż zaczyna brakować mu powietrza i dusi się.

Thor gorД…czkowo przesuwaЕ‚ dЕ‚oniД… po swym pasie, szukajД…c sztyletu. KrГіlewskiego sztyletu, ktГіry ofiarowaЕ‚ mu krГіl MacGil przed Е›mierciД…. Szybko traciЕ‚ oddech i wiedziaЕ‚, iЕј jeЕ›li wkrГіtce nie znajdzie swej broni, bД™dzie martwy.

ZnalazЕ‚ go przy ostatnim oddechu. UniГіsЕ‚ broЕ„ wysoko i zatopiЕ‚ obiema dЕ‚oЕ„mi w piersi Andronicusa.

Andronicus wyprД™ЕјyЕ‚ siД™ raptownie, z trudem chwytajД…c powietrze i wybaЕ‚uszajД…c oczy w przedЕ›miertnym spojrzeniu. WyprostowaЕ‚ siД™ i dalej dusiЕ‚ swego syna.

Pozbawionemu tchu Thorowi pociemniało w oczach, jego ciało poczęło bezwładnie opadać.

Wreszcie uścisk Andronicusa z wolna rozluźnił się i jego ręce opadły na boki. Źrenice wywróciły mu się na bok i przestał się poruszać.

LeЕјaЕ‚ nieruchomo. ByЕ‚ martwy.

Thor z trudem zЕ‚apaЕ‚ powietrze, odrywajД…c bezwЕ‚adnД… dЕ‚oЕ„ ojca od swego gardЕ‚a, dyszД…c i kasЕ‚ajД…c. ZepchnД…Е‚ z siebie jego zwЕ‚oki.

Thor trzД…sЕ‚ siД™ na caЕ‚ym ciele. WЕ‚aЕ›nie zabiЕ‚ swego ojca. Nie sД…dziЕ‚, Ејe to moЕјliwe. RozejrzaЕ‚ siД™ wokoЕ‚o i ujrzaЕ‚, Ејe wojownicy obydwu armii przyglД…dajД… mu siД™ w szoku. Thor poczuЕ‚, jak przez jego ciaЕ‚o przepЕ‚ywa fala ciepЕ‚a, jak gdyby zaszЕ‚a w nim jakaЕ› gЕ‚Д™boka przemiana, jak gdyby wyparЕ‚ jakД…Е› zЕ‚Д… czД™Е›Д‡ siebie. CzuЕ‚, Ејe jest inny, lЕјejszy.

Thor usЕ‚yszaЕ‚ gЕ‚oЕ›ny dЕєwiД™k dochodzД…cy z gГіry, niby gromu. PodniГіsЕ‚szy wzrok ujrzaЕ‚ niewielkД… czarnД… chmurД™, ktГіra pojawiЕ‚a siД™ nad ciaЕ‚em Andronicusa, i kЕ‚Д…b niewielkich czarnych cieni, niby demonГіw, opadЕ‚ ku ziemi. ZawirowaЕ‚y wokГіЕ‚ jego ojca z wyciem, otaczajД…c go, po czym uniosЕ‚y jego ciaЕ‚o wysoko w powietrze, coraz wyЕјej i wyЕјej, aЕј zniknД™Е‚o w chmurze. Thor przyglД…daЕ‚ siД™ w szoku, zastanawiajД…c siД™, do jakiego piekЕ‚a poniosД… duszД™ jego ojca.

Thor rozejrzał się  i ujrzał stojącą naprzeciw niego armię Imperium, wiele dziesiątek tysięcy ludzi. W ich oczach malowała się żądza zemsty. Wielki Andronicus nie żył. Lecz jego ludzie wciąż tu byli. Na jednego wojownika Thora przypadało stu imperialnych. Wygrali bitwę, lecz niebawem mieli przegrać wojnę.

Erec, Kendrick, Srog i Bronson podeszli do Thora z mieczami w dЕ‚oniach i stanД™li u jego boku, naprzeciw Imperium. WzdЕ‚uЕј szeregГіw imperialnych rozszedЕ‚ siД™ dЕєwiД™k rogГіw i Thor gotowaЕ‚ siД™, by raz jeszcze stanД…Д‡ do walki. WiedziaЕ‚, iЕј nie zwyciД™ЕјД…. Lecz przynajmniej polegnД… wszyscy razem, w wielkim uderzeniu, ktГіre przyniesie im chwaЕ‚Д™.




ROZDZIAЕЃ SIГ“DMY


Reece szedł u boku Selese, Illepry, Eldena, Indry, O’Connora, Convena, Kroga i Serny. Maszerowali w dziewiątkę od wielu godzin, odkąd wydostali się z Kanionu. Kierowali się na zachód. Reece wiedział, iż gdzieś tam, za widnokręgiem, byli jego ludzie, żywi lub martwi, i zamierzał ich odnaleźć.

Reece’a zaszokował widok ziem, które mijali – krajobrazu zniszczenia, bezkresnych pól zapełnionych zwęglonymi smoczym oddechem ciałami, na których żerowały ptaki. Tysiące imperialnych trupów słały się aż po horyzont, a niektóre z nich wciąż się tliły. Dym z ich ciał unosił się w powietrzu, a nieznośny swąd palonego mięsa przenikał zniszczone ziemie. Ten, który nie zginął od smoczego oddechu, poległ w walce przeciw Imperium – także MacGilowie i McCloudowie leżeli martwi, osady zostały zrównane z ziemią, a naokoło piętrzył się gruz. Reece pokręcił głową: te ziemie, niegdyś przebogate, zostały zniszczone wojną.

Odkąd wydostali się z Kanionu, Reece i reszta uparcie zmierzali ku swej ojczyźnie, na stronę Kręgu MacGilów. Nie mogąc znaleźć koni, pokonali pieszo ziemie należące do McCloudów i Pogórze, wyszli na drugą stronę i teraz wreszcie przemierzali tereny MacGilów, natykając się jedynie na spustoszone, zniszczone miasta. Poznał, iż smoki pomogły rozgromić imperialne wojska i za to Reece był im wdzięczny. Wciąż nie wiedział jednak, w jakim stanie odnajdzie swych ludzi. Czy wszyscy mieszkańcy Kręgu byli martwi? Jak na razie wszystko na to właśnie wskazywało. Reece gorąco pragnął dowiedzieć się, czy nikomu nic się nie stało.

Na każdym kolejnym bitewnym polu pełnym martwych i ranionych – na tych, które nietknięte były smoczymi płomieniami – Illepra i Selese chodziły od ciała do ciała, odwracały je i sprawdzały, czy ktoś przeżył. Kierowała nimi nie tylko ich profesja, Illepra miała także co innego na uwadze: odnaleźć brata Reece’a. Godfreya. Był to także cel Reece’a.

– Tu go nie ma – ogłosiła po raz kolejny Illepra, gdy w końcu wstała, odwróciwszy ostatnie zwłoki na polu. Na jej twarzy malowało się rozczarowanie.

Reece widział, jak bardzo Illeprze zależy na jego bracie, i poruszyło go to. Żywił także nadzieję, iż nic mu nie jest i znajduje się nadal pośród żywych – lecz patrząc na tysiące ciał, miał złe przeczucie, iż jest inaczej.

Ruszyli w dalszД… drogД™. MinД™li kolejne wzniesienie, kolejny Е‚aЕ„cuch wzgГіrz i na widnokrД™gu spostrzegli kolejne pole bitwy, zaЕ›cieЕ‚ane tysiД…cami ciaЕ‚. Skierowali siД™ w jego stronД™.

IdД…c, Illepra Е‚kaЕ‚a cicho. Selese poЕ‚oЕјyЕ‚a dЕ‚oЕ„ na jej nadgarstku.

– On żyje – zapewniła Selese. – Nie lękaj się.

Reece zrównał się z nią i pragnąc ją pocieszyć, współczująco położył dłoń na jej ramieniu.

– Jeśli jednej rzeczy można być pewnym co do mego brata – rzekł Reece. – To że potrafi przetrwać. Ze wszystkiego się wykaraska. Wymknie się nawet śmierci. Daję słowo. Godfrey jest już pewnie w jakiejś karczmie i się upija.

Illepra rozeЕ›miaЕ‚a siД™ przez Е‚zy i otarЕ‚a je.

– Obyś się nie mylił – powiedziała. – Po raz pierwszy naprawdę żywię nadzieję, że tak właśnie jest.

Kontynuowali swą ponurą wędrówkę przez pustkowie w milczeniu, każde z nich pogrążone w swych własnych myślach. Reece’owi przez głowę przebiegały wspomnienia z Kanionu; nie potrafił ich wyprzeć. Myślał o tym, w jak rozpaczliwej sytuacji się znaleźli i wezbrała w nim wdzięczność dla Selese; gdyby nie zjawiła się wtedy, nadal byliby na dole, z całą pewnością martwi.

Reece wyciągnął rękę, schwycił dłoń Selese i uśmiechnął się. Szli dalej, trzymając się za ręce. Reece’a poruszyły jej miłość i oddanie dla niego, to, że przemierzyła całe królestwo, by go ocalić. Wezbrała w nim miłość do niej i nie mógł się doczekać, aż zostaną sami, by jej o tym powiedzieć. Zdecydował już, iż chce być z nią na zawsze. Nikt nigdy nie był dla niego tak ważny i przyrzekł sobie, iż gdy tylko zostaną sami, poprosi ją o rękę. Zamierzał ofiarować jej pierścień swej matki, ten, który dała mu, by wręczył go miłości swego życia, gdy ją odnajdzie.

– Nie mogę uwierzyć, że tylko przez wzgląd na mnie przemierzyłaś cały Krąg – rzekł do niej Reece.

UЕ›miechnД™Е‚a siД™.

– Droga nie była wcale taka długa – rzekła.

– Nie była długa? – spytał. – Zaryzykowałaś swe życie, przekraczając rozdarte wojną królestwo. Zaciągnąłem u ciebie dług. Większy, niż jestem w stanie wyrazić.

– Nie ma żadnego długu. Rada jestem, że żyjesz.

– Wszyscy zaciągnęliśmy u was dług – wtrącił Elden. – Ocaliłyście nas. Gdyby nie wy, utknęlibyśmy w czeluściach Kanionu na zawsze.

– Skoro o długach mowa, pragnę z tobą pomówić – powiedział Krog do Reece’a, zrównując się z nim, utykając. Odkąd Illepra unieruchomiła mu nogę na szczycie Kanionu, Krog mógł przynajmniej chodzić samodzielnie, choć nieco sztywno.

– Ocaliłeś mnie na dole, i to więcej niż raz – mówił dalej Krog. – Sądzę, że było to raczej niemądre. Lecz i tak to uczyniłeś. Nie myśl jednak, że zaciągnąłem u ciebie dług.

Reece pokrД™ciЕ‚ gЕ‚owД…, zbity z tropu szorstkoЕ›ciД… Kroga i jego niezrД™cznД… prГіbД… podziД™kowania mu.

– Nie wiem, czy usiłujesz mnie znieważyć, czy podziękować mi – rzekł Reece.

– Chadzam własnymi ścieżkami – powiedział Krog. – Od teraz będę cię chronił. Nie dlatego, że cię lubię, lecz dlatego, że czuję, iż powinienem.

Reece potrzД…snД…Е‚ gЕ‚owД…, jak zawsze skonsternowany przez Kroga.

– Nie martw się – rzekł Reece. – Ja ciebie także nie lubię.

Szli przed siebie, rozluźnieni, radując się, iż żyją, iż znajdują się nad ziemią, na powrót po tej stronie Kręgu – wszyscy poza Convenem, który szedł w milczeniu, z dala od innych, zamknąwszy się w sobie, jak zawsze od czasu śmierci swego brata bliźniaka w Imperium. Nic, nawet wymknięcie się śmierci, nie pomogło mu się z tego otrząsnąć.

Reece przypomniał sobie jak tam, w dole, Conven po wielekroć rzucał się nierozważnie w niebezpieczeństwo, niemal tracąc życie, by ocalić pozostałych. Reece nie potrafił przestać się zastanawiać, czy nie brało się to z pragnienia śmierci bardziej niż z pragnienia pomocy innym. Martwił się o niego. Reece’owi nie podobało się, że był taki wyobcowany, że pogrążał się w swym smutku.

Reece zrГіwnaЕ‚ siД™ z nim.

– Znakomicie walczyłeś tam na dole – powiedział Reece do niego.

Conven jedynie wzruszyЕ‚ ramionami i wbiЕ‚ wzrok w ziemiД™.

Reece łamał sobie głowę, co powiedzieć. Szli dalej w milczeniu.

– Radujesz się, że powróciłeś do domu? – spytał Reece. – Że jesteś wolny?

Conven obrГіciЕ‚ siД™ i spojrzaЕ‚ na niego obojД™tnie.

– Nie jestem w domu. I nie jestem wolny. Mój brat nie żyje. A ja nie mam prawa żyć bez niego.

Na dźwięk tych słów Reece’a przeszył dreszcz. Conven bez wątpienia był nadal pogrążony w żalu; wręcz obnosił się z nim. Przypominał bardziej żywego trupa, z jego oczu wyzierała pustka. Reece przypomniał sobie, iż niegdyś były one wypełnione radością. Widział, iż żal Convena był głęboki i miał złe przeczucie, że nigdy się z niego nie otrząśnie. Zastanawiał się, co też stanie się z Convenem. Po raz pierwszy nie przychodziło mu do głowy nic pozytywnego.

Szli i szli, mijały kolejne godziny, aż dotarli do kolejnego pola bitwy, gęsto usłanego trupami. Illepra, Selese i pozostali rozdzielili się, chodząc od trupa do trupa, szukając najmniejszego choćby śladu Godfreya.

– Widzę tu znacznie więcej MacGilów – rzekła Illepra z nadzieją w głosie. – I ani śladu smoczego oddechu. Być może Godfrey tu jest.

Reece podniГіsЕ‚ oczy i objД…Е‚ wzrokiem tysiД…ce ciaЕ‚, zastanawiajД…c siД™, czy w ogГіle go odnajdД…, nawet jeЕ›li w istocie tam jest.

Reece odłączył się od reszty i chodził od ciała do ciała, podobnie jak pozostali, przewracając każde z nich. Przyglądał się twarzom swych ludzi – niektóre z nich rozpoznawał, innych nie – ludzi, których znał i u boku których walczył, ludzi, którzy walczyli dla jego ojca. Reece nie mógł pojąć ogromu zniszczeniu, jakie spadło na jego ojczyznę, niby plaga, i żywił szczerą nadzieję, iż w końcu nastanie pokój. Widział już wystarczająco wiele bitew, wojen i trupów. Gotów był osiąść i wieść spokojne życie, powrócić do zdrowia i odbudować królestwo.

– TUTAJ! – krzyknęła Indra podnieconym głosem. Stała nad jakimś ciałem, wpatrując się w nie.

Illepra odwrГіciЕ‚a siД™ i podbiegЕ‚a, a pozostali zebrali siД™ wokoЕ‚o. Illepra przyklД™knД™Е‚a przy ciele i zalaЕ‚a siД™ Е‚zami. Reece przyklД™knД…Е‚ obok niej i gwaЕ‚townie wciД…gnД…Е‚ powietrze, ujrzawszy swego brata.

Godfreya.

W oczy rzucaЕ‚ siД™ jego wielki, wystajД…cy brzuch, byЕ‚ nieogolony, oczy miaЕ‚ zamkniД™te i byЕ‚ niezwykle blady, a dЕ‚onie posiniaЕ‚y mu z zimna. WyglД…daЕ‚, jakby byЕ‚ martwy.

Illepra pochyliЕ‚a siД™ i raz po raz potrzД…saЕ‚a nim, lecz on nie reagowaЕ‚.

– Godfreyu! Proszę! Obudź się! To ja! Illepra! GODFREYU!

PotrzД…saЕ‚a nim raz po raz, lecz on siД™ nie budziЕ‚. Wreszcie raptownie obrГіciЕ‚a siД™ do pozostaЕ‚ych, lustrujД…c wzrokiem ich pasy.

– Twój bukłak z winem! – powiedziała do O’Connora.

O’Connor pogmerał przy pasie, odwiązał go szybko i podał Illeprze.

ChwyciЕ‚a bukЕ‚ak i trzymajД…c nad twarzД… Godfreya prysnД™Е‚a na jego usta. UniosЕ‚a jego gЕ‚owД™, otworzyЕ‚a mu usta i prysnД™Е‚a odrobinД™ na jД™zyk.

Wtem nagle Godfrey zareagowaЕ‚, oblizaЕ‚ usta i przeЕ‚knД…Е‚.

Zakasłał, począł się podnosić, nie otwierając oczu chwycił bukłak i ścisnął go, pijąc więcej i więcej, aż usiadł zupełnie prosto. Z wolna otworzył oczy i wierzchnią stroną dłoni otarł usta. Rozejrzał się dokoła, zdezorientowany, i beknął.

Illepra wydaЕ‚a z siebie okrzyk radoЕ›ci, pochylajД…c siД™ i Е›ciskajД…c go.

– Przeżyłeś! – wykrzyknęła.

Reece odetchnД…Е‚ z ulgД…, gdy jego brat rozejrzaЕ‚ siД™, skoЕ‚owany, lecz z caЕ‚Д… pewnoЕ›ciД… Ејywy.

Elden i Serna schwycili Godfreya pod pachy i postawili go na nogi. Godfrey stanД…Е‚, z poczД…tku chwiejnie, i pociД…gnД…Е‚ jeszcze jeden duЕјy Е‚yk z bukЕ‚aku. OtarЕ‚ usta wierzchniД… stronД… dЕ‚oni.

Godfrey rozejrzaЕ‚ siД™ zapuchniД™tymi oczyma.

– Gdzie jestem? – spytał. Uniósł dłoń i potarł się po głowie, na której wyrósł ogromny guz. Zmrużył oczy z bólu.

Illepra przyjrzaЕ‚a siД™ ranie wprawnym okiem, przesuwajД…c dЕ‚oniД… po niej i po zakrzepЕ‚ej w jego wЕ‚osach krwi.

– Zostałeś raniony – powiedziała. – Lecz możesz być dumny: żyjesz. Jesteś bezpieczny.

Godfrey zachwiaЕ‚ siД™ i pozostali podtrzymali go.

– To nic poważnego – rzekła, przyglądając się ranie. – Lecz potrzebny ci jest odpoczynek.

WyciД…gnД™Е‚a z zatkniД™tej u pasa torby bandaЕј i owinД™Е‚a nim kilkakrotnie jego gЕ‚owД™. Godfrey skrzywiЕ‚ siД™ i spojrzaЕ‚ na niД…, po czym rozejrzaЕ‚ siД™ i przyjrzaЕ‚ trupom. Jego oczy rozwarЕ‚y siД™ szeroko.

– Żyję – powiedział. – Nie mogę w to uwierzyć.

– Udało ci się – powiedział Reece, chwytając z radością ramię starszego brata. – Wiedziałem, że tak będzie.

Illepra objД™Е‚a go, przytulajД…c mocno, a Godfrey niepewnie odwzajemniЕ‚ uЕ›cisk.

– Więc to tak czują się bohaterowie – zauważył Godfrey, a reszta roześmiała się. – Dajcie mi więcej takiego trunku – dodał. – A może takie zachowanie wejdzie mi w krew.

Godfrey upił kolejny łyk wina i w końcu ruszył z nimi. Zarzucił jedno ramię na szyję Illepry i wsparł się na niej, a ona pomagała mu utrzymać równowagę.

– Co z pozostałymi? – spytał Godfrey.

– Nie wiemy – rzekł Reece. – Mam nadzieję, że są gdzieś na zachodzie. Tam zmierzamy. Idziemy ku Królewskiemu Dworowi. By przekonać się, kto przeżył.

Wypowiedziawszy te sЕ‚owa, Reece przeЕ‚knД…Е‚ Е›linД™. SpojrzaЕ‚ w dal i modliЕ‚ siД™, by jego ziomkГіw spotkaЕ‚ los taki, jak Godfreya. PomyЕ›laЕ‚ o Thorze, o swej siostrze Gwendolyn, swym bracie Kendricku, o tak wielu innych, ktГіrych kochaЕ‚. WiedziaЕ‚ jednak, Ејe wiД™kszoЕ›Д‡ imperialnej armii znajdowaЕ‚a siД™ wciД…Еј przed nimi i sД…dzД…c po iloЕ›ci martwych i ranionych, ktГіrych juЕј widziaЕ‚, miaЕ‚ zЕ‚e przeczucie, Ејe najgorsze byЕ‚o dopiero przed nimi.




ROZDZIAЕЃ Г“SMY


Thorgrin, Kendrick, Erec, Srog i Bronson stali w jednej linii naprzeciw imperialnej armii, a ich ludzie za nimi, z dobytymi mieczami, gotując się na atak Imperium. Thor wiedział, iż ta szarża zakończy się jego śmiercią, iż będzie to ostatnia jego bitwa w życiu, a jednak nie żałował niczego. Zginie tutaj, mierząc się z wrogiem, w walce z mieczem w dłoni, z towarzyszami broni u boku, broniąc swych ziem ojczystych. Otrzyma szansę, by zadośćuczynić za krzywdy, które wyrządził, za to, że stanął naprzeciw swych ludzi w bitwie. Niczego więcej nie pragnął.

Thor pomyślał o Gwendolyn i jedynie przez wzgląd na nią zapragnął spędzić więcej czasu na tym świecie. Modlił się, by Steffen przeprowadził ją bezpiecznie przez bitwę i by była bezpieczna tam, na tyłach. Był zdecydowany włożyć w walkę wszystkie swe siły, uśmiercić tylu imperialnych, ilu mógł, byle tylko powstrzymać ich przed wyrządzeniem jej krzywdy.

Stojąc u ich boku, Thor czuł solidarność swych braci. Nie bali się, trwając dzielnie na pozycjach. Ani jeden z nich się nie cofnął. Byli to najświetniejsi mężowie w królestwie, najświetniejsi rycerze Gwardii, MacGilów, silesian – i wszyscy stali jak jeden, żaden z nich nie wycofywał się w strachu, choć wszystko wskazywało na to, że poniosą klęskę. Każdy z nich przygotowany był oddać życie, by bronić ojczyzny. Honor i wolność cenili ponad życie.

Thor usłyszał rozbrzmiewające wzdłuż szeregów imperialnych rogi i widział, jak niezliczone oddziały ich ludzi ustawiają się w równych jednostkach. Stawał naprzeciw zdyscyplinowanych żołnierzy, dowodzonych przez bezlitosnych dowódców, którzy toczyli boje całe swe życie. Była to dobrze naoliwiona machina, wyćwiczona, by działać nawet po śmierci przywódcy. Nowy, bezimienny dowódca Imperium wystąpił naprzód i objął dowodzenie. Żołnierzy imperialnych było wielu, nieskończenie wielu, i Thor wiedział, iż nie pokona ich z pomocą garstki wojowników. Lecz to nie miało już znaczenia. Nie miało znaczenia, czy zginą. Liczyło się jedynie to, jak zginą. Zginą w walce, jak mężczyźni, w ostatecznym uderzeniu, które przyniesie im chwałę.

– Zaczekamy aż podejdą? – spytał Erec głośno. – Czy też zaserwujemy im powitanie MacGilów?

Thor uśmiechnął się, podobnie jak pozostali. Nic nie mogło równać się z szarżą mniejszej armii na większą. Było to czyn nierozważny, lecz zarazem przejaw największej odwagi.

Nagle, niczym jeden mąż, Thor i jego ludzie wydali z siebie okrzyk bitewny i natarli. Puścili się biegiem, szybko pokonując odległość dzielącą ich od wrogiej armii. Ich okrzyki bitewne niosły się w powietrzu, a ich ludzie ruszyli zaraz za nimi. Thor trzymał miecz wysoko, biegnąc obok swych braci, serce waliło mu jak młotem, a zimny podmuch wiatru muskał twarz. Tak smakowała bitwa. Przypomniał sobie, jakie to uczucie być żywym.

Dwie armie przypuściły szarżę, pędziły tak szybko, jak tylko potrafiły, by zabić przeciwnika. Po chwili zetknęli się pośrodku z ogromnym szczękiem oręża.

Thor ciД…Е‚ na wszystkie strony, rzuciwszy siД™ w pierwszy rzД…d ЕјoЕ‚nierzy imperialnych, ktГіrzy dzierЕјyli dЕ‚ugie wЕ‚Гіcznie, piki i lance. PrzeciД…Е‚ wpГіЕ‚ pierwszД… pikД™, ktГіra siД™ ku niemu zbliЕјaЕ‚a, a dzierЕјД…cego jД… ЕјoЕ‚nierza dЕєgnД…Е‚ w brzuch.

Thor robiЕ‚ uniki i lawirowaЕ‚ pomiД™dzy wieloma lancami, ktГіre zmierzaЕ‚y w jego kierunku; siekЕ‚ mieczem, zamachujД…c siД™ na wszystkie strony. PrzecinaЕ‚ wszystkie bronie wpГіЕ‚, aЕј wokoЕ‚o roznosiЕ‚y siД™ trzaski, i kopaЕ‚ i uderzaЕ‚ Е‚okciem kaЕјdego ЕјoЕ‚nierza, ktГіry stanД…Е‚ mu na drodze. Kilku kolejnych zdzieliЕ‚ wierzchniД… stronД… rД™kawicy, innego kopnД…Е‚ w krocze, jeszcze innego uderzyЕ‚ Е‚okciem w szczД™kД™, kolejnego staranowaЕ‚ gЕ‚owД…, a innego dЕєgnД…Е‚, obrГіciЕ‚ siД™ i ciД…Е‚ kolejnego. Nieopodal leЕјaЕ‚y baraki, a walczД…c wrД™cz Thor stanowiЕ‚ jednoosobowД… machinД™, wycinajД…cД… sobie drogД™ przez znacznie silniejszego wroga.

Dokoła niego jego bracia czynili podobnie, walcząc z nieprawdopodobną szybkością, mocą, siłą i duchem, choć wróg miał przewagę liczebną. Rzucali się na znacznie większą armię i cięli przez rzędy imperialnych ludzi, które zdawały się nie mieć kresu. Ani jeden z nich się nie zawahał, ani jeden nie wycofał.

Tysiące mężczyzn ścierały się ze sobą wokoło Thora, krzyczeli i pojękiwali, walcząc wręcz w tej ogromnej, zaciętej bitwie, bitwie, w której ważyły się losy Kręgu. I pomimo znacznej przewagi liczebnej Imperium, mężowie Kręgu nabierali rozpędu i udawało im się zatrzymywać Imperium, a nawet odpierać ich.

Thor wyrwaЕ‚ kiЕ›cieЕ„ z rД…k jednego z imperialnych ЕјoЕ‚nierzy, kopnД…Е‚ mД™ЕјczyznД™, po czym zamachnД…Е‚ siД™ i uderzyЕ‚ go w bok heЕ‚mu. NastД™pnie zakoЕ‚owaЕ‚ broniД… wysoko nad gЕ‚owД… i powaliЕ‚ kilku kolejnych wojownikГіw. CisnД…Е‚ kiЕ›cieniem w ciЕјbД™ i powaliЕ‚ nastД™pnych.

Thor uniósł miecz i powrócił do walki wręcz, siekąc na wszystkie strony, aż ręce i ramiona mu omdlały. W pewnej chwili okazał się zbyt wolny i jeden z żołnierzy zbliżył się do niego z uniesionym mieczem; Thor odwrócił się, by się z nim zmierzyć, lecz było już zbyt późno. Przygotował się na spadający w jego kierunku cios i ranę.

UsЕ‚yszaЕ‚ warczenie i ujrzaЕ‚ pД™dzД…cego obok Krohna, ktГіry skoczyЕ‚ w gГіrД™ i zacisnД…Е‚ szczД™ki na gardle ЕјoЕ‚nierza, powalajД…c go na ziemiД™ i ratujД…c Thora.

Minęły już godziny zaciętej walki. Choć z początku Thorowi dodawały sił ich niewielkie zwycięstwa, szybko stało się jasne, iż walczyli na próżno, odwlekając jedynie to, co nieuniknione. Bez względu na to, jak wielu z nich zabili, na widnokręgu pojawiał się wciąż kolejny szereg mężczyzn. I gdy Thor i jego ludzie poczynali się męczyć, ludzie Imperium byli dziarscy, i napływało ich coraz więcej i więcej.

Thor, utraciwszy prędkość i nie parując tak szybko jak uprzednio, został nagle cięty w ramię mieczem; wykrzyknął z bólu, a z rany trysnęła krew. Wtedy któryś z żołnierzy zdzielił go łokciem w żebra, a w jego kierunku zbliżył się topór bojowy, który ledwie udało mu się zablokować tarczą. Uniósł ją niemal za późno.

Thor opadał z sił, a gdy powiódł spojrzeniem wokoło, spostrzegł iż inni także słabną. Szala zwycięstwa poczynała przechylać się raz jeszcze; uszu Thora doszły przedśmiertne  krzyki zbyt wielu jego ludzi, którzy poczynali padać. Po wielu godzinach walki przegrywali. Niebawem wszystkich ich rozgromią. Thor pomyślał o Gwendolyn i nie przyjął tego do wiadomości.

Odrzucił głowę w górę, ku nieboskłonowi, rozpaczliwie pragnąc przyzwać moce, które jeszcze mu pozostały. Lecz jego druidzka moc nie nadchodziła. Przeczuwał, iż wyczerpał go czas spędzony w szeregach Andronicusa i musiał się zregenerować. Spostrzegł Argona na polu bitwy, również nie tak potężnego, jak niegdyś, gdyż jego moce wyczerpały się podczas walki z Rafim. Także Alistair była osłabiona, jej moce wyczerpały się, gdy przywracała przytomność Argonowi. Nie mogli liczyć na innego rodzaju wsparcie. Jedynie siłę swego oręża.

Thor odrzuciЕ‚ gЕ‚owД™ w tyЕ‚, ku nieboskЕ‚onowi, i z jego gardЕ‚a dobyЕ‚ siД™ donoЕ›ny, rozpaczliwy okrzyk bitewny. PragnД…Е‚, by wszystko wyglД…daЕ‚o inaczej, by coЕ› siД™ zmieniЕ‚o.

ProszД™, BoЕјe, modliЕ‚ siД™. BЕ‚agam ciД™. Ocal dzisiaj nas wszystkich. Zwracam siД™ do ciebie. Nie do czЕ‚owieka, nie do swych mocy, lecz do ciebie. Daj mi znak twej mocy.

Wtem nagle, ku zdumieniu Thora, powietrze przeszył straszliwy ryk, tak głośny, iż zdawał się rozdzierać nieboskłon na dwoje.

Serce Thora przyspieszyЕ‚o, gdyЕј natychmiast rozpoznaЕ‚ ten odgЕ‚os. SpojrzaЕ‚ w stronД™ widnokrД™gu i ujrzaЕ‚ wyЕ‚aniajД…cД… siД™ zza chmur swД… dawnД… przyjaciГіЕ‚kД™, Mycoples. Thor byЕ‚ zaszokowany i nie posiadaЕ‚ siД™ z radoЕ›ci, iЕј ЕјyЕ‚a, byЕ‚a wolna i z powrotem tutaj, w KrД™gu, lecД…c ku niemu. MiaЕ‚ wraЕјenie, Ејe odzyskaЕ‚ czД™Е›Д‡ samego siebie.

Bardziej zaskoczyЕ‚o go jednak to, iЕј u jej boku ujrzaЕ‚ drugiego smoka, samca o pradawnych, spЕ‚owiaЕ‚ych czerwonych Е‚uskach i ogromnych, poЕ‚yskujД…cych zielonych Е›lepiach, wyglД…dajД…cego na bardziej jeszcze gwaЕ‚townego niЕј Mycoples. Thor patrzyЕ‚, jak smoki unoszД… siД™ w powietrzu, koЕ‚ujД…c, i rzucajД… siД™ w dГіЕ‚, wprost na niego. PojД…Е‚ wtedy, iЕј jego modlitwy zostaЕ‚y wysЕ‚uchane.

Mycoples uniosЕ‚a skrzydЕ‚a, wygiД™Е‚a szyjД™ w paЕ‚Д…k i ryknД™Е‚a, podobnie jak lecД…cy obok niej smok. Obydwa ziaЕ‚y strumieniem ognia w imperialnД… armiД™, rozpЕ‚omieniajД…c niebo. ChЕ‚odny dzieЕ„ nagle przemieniЕ‚ siД™ w ciepЕ‚y, a nastД™pnie w upalny, gdy zbliЕјaЕ‚y siД™ ku nim Е›ciany ognia. Thor osЕ‚oniЕ‚ twarz rД™koma.

Smoki atakowaЕ‚y tylne szeregi, wiД™c pЕ‚omienie nie docieraЕ‚y aЕј do Thora. Ељciana ognia byЕ‚a jednakЕјe wystarczajД…co blisko, by poczuЕ‚ jej Ејar i by wЕ‚oski na jego przedramieniu przypaliЕ‚y siД™.

Krzyki tysięcy mężczyzn wzbiły się ku niebu, gdy armia Imperium oddział za oddziałem stawała w ogniu. Dziesiątki tysięcy żołnierzy wrzeszczały w niebogłosy. Biegali w tę i we w tę – lecz nie mieli dokąd uciec. Smoki nie znały litości. Niszczyły wszystko, miotane wściekłością, gotowe wziąć odwet na Imperium.

Kolejne oddziaЕ‚y Imperium osuwaЕ‚y siД™ na ziemiД™ martwe.

Pozostali ЕјoЕ‚nierze mierzД…cy siД™ z Thorem odwrГіcili siД™, zdjД™ci panikД…, i uciekali, usiЕ‚ujД…c umknД…Д‡ smokom, ktГіre przecinaЕ‚y niebo wzdЕ‚uЕј i wszerz, plujД…c dokoЕ‚a ogniem. Lecz biegli jedynie ku swej Е›mierci, gdyЕј smoki obieraЕ‚y cel i wykaЕ„czaЕ‚y ich jednego za drugim.

WkrГіtce Thor spostrzegЕ‚, Ејe stoi przed pustym polem, kЕ‚Д™bami czarnego dymu, a powietrze wypeЕ‚nia swД…d palonych ciaЕ‚, smoczego oddechu i siarki. Gdy kЕ‚Д™by uniosЕ‚y siД™, jego oczom ukazaЕ‚y siД™ zwД™glone ziemie. Ani jeden z mД™Ејczyzn nie pozostaЕ‚ przy Ејyciu, a po trawie i wszystkich drzewach ostaЕ‚y siД™ jedynie czerЕ„ i popiГіЕ‚. Armia imperialna, tak nieposkromiona jeszcze kilka chwil wczeЕ›niej, teraz zniknД™Е‚a zupeЕ‚nie.

Thor staЕ‚ bez ruchu, zaszokowany i uradowany. PrzeЕјyje. Wszyscy przeЕјyjД…. KrД…g jest wolny. Wreszcie sД… wolni.

Mycoples daЕ‚a nura i wylД…dowaЕ‚a przed Thorem, opuszczajД…c Е‚eb i prychajД…c.

Thor podszedł do swej starej przyjaciółki, uśmiechając się, a Mycoples opuściła łeb aż do ziemi, mrucząc. Thor pogładził łuski na jej pysku, a ona nachyliła się i potarła nosem o jego pierś, muskając pyskiem jego ciało. Mruczała z zadowoleniem i była wyraźnie uradowana na widok Thora – równie uradowana, co on widząc ją.

Thor wspiД…Е‚ siД™ na grzbiet smoczycy. StanД…wszy tam zwrГіciЕ‚ siД™ do swej armii, tysiД™cy wojownikГіw przypatrujД…cych mu siД™ z podziwem i radoЕ›ciД…, i uniГіsЕ‚ miecz.

MД™ЕјczyЕєni unieЕ›li swe miecze i zawiwatowali. NieboskЕ‚on wreszcie wypeЕ‚niЕ‚ siД™ zwyciД™skimi okrzykami.




ROZDZIAЕЃ DZIEWIД„TY


Gwendolyn staЕ‚a, patrzД…c na stojД…cego na grzbiecie Mycoples Thora i serce jej wezbraЕ‚o ulgД… i dumД…. PrzedarЕ‚a siД™ z powrotem przez ciЕјbД™ ЕјoЕ‚nierzy, na powrГіt w pierwsze szeregi, odrzuciwszy ochronД™ Steffena i reszty. PrzepchnД™Е‚a siД™ na plac i stanД™Е‚a przed Thorem. Z oczu popЕ‚ynД™Е‚y jej Е‚zy radoЕ›ci, gdy rozejrzaЕ‚a siД™ i spostrzegЕ‚a, Ејe Imperium jest pokonane, wszystkie zagroЕјenia w koЕ„cu zniknД™Е‚y, a Thor, jej ukochany, Ејyje i jest bezpieczny. CzuЕ‚a, Ејe odniosЕ‚a zwyciД™stwo. MiaЕ‚a wraЕјenie, Ејe mrok i Ејal osnuwajД…ce ostatnie kilka miesiД™cy wreszcie znikajД…, poczuЕ‚a, iЕј KrД…g wreszcie jest znГіw bezpieczny. OgarnД™Е‚y jД… radoЕ›Д‡ i wdziД™cznoЕ›Д‡, a Thor spostrzegЕ‚ jД… i w jego bЕ‚yszczД…cych oczach dostrzegЕ‚a bezgranicznД… miЕ‚oЕ›Д‡.

Gwen już miała ruszyć przed siebie i podejść do niego, gdy nagle powietrze przeciął dźwięk, który zmusił ją, by się odwróciła.

– BRONSONIE! – rozległ się krzyk.

Gwen i pozostali obrГіcili siД™ i serce jej zamarЕ‚o z przestrachu, gdy ujrzaЕ‚a mД™ЕјczyznД™ wyЕ‚aniajД…cego siД™ z popioЕ‚Гіw po stronie Imperium. CzЕ‚owiek ten leЕјaЕ‚ twarzД… do ziemi, przysЕ‚oniД™ty ciaЕ‚ami ЕјoЕ‚nierzy imperialnych, a teraz wstaЕ‚, zrzucajД…c je z siebie i prostujД…c siД™.

McCloud.

Gwen przeszyЕ‚ dreszcz. JakimЕ› cudem McCloud przeЕјyЕ‚. KryjД…c siД™ tchГіrzliwie pod ciaЕ‚ami innych, jakimЕ› sposobem przeЕјyЕ‚ poЕ›rГіd strumienia pЕ‚omieni. StanД…Е‚ przed nimi zeszpecony, o oznakowanej twarzy, bez jednego oka, a teraz na wpГіЕ‚ sparzony. Jego odzienie wciД…Еј siД™ tliЕ‚o. ByЕ‚ jednakЕјe wciД…Еј Ејywy, w dЕ‚oni dzierЕјyЕ‚ miecz i patrzyЕ‚ gniewnie wprost na swego syna, Bronsona.

Gwen poczuła, jak budzi się w niej nieodparta odraza. Stał przed nią mężczyzna, którego nienawidziła każdą cząstką swego jestestwa, mężczyzna z jej koszmarów, tych, które przeżywała na nowo każdej nocy, mężczyzna, który dopuścił się ataku na niej. Przez wszystkie te dni niczego nie pragnęła bardziej, niż ujrzeć go martwym.

Oto staЕ‚ przed nimi w caЕ‚ej swej okazaЕ‚oЕ›ci, wysoki i potД™Ејny, niczym koszmar przywoЕ‚any do Ејycia, jedyny ocalaЕ‚y z poЕјogi.

– BRONSONIE! – wrzasnął ponownie McCloud, wychodząc na plac.

Bronson zareagował na wołanie: wystąpił naprzód po stronie MacGilów z mieczem w dłoni, gotów spotkać się ze swym ojcem w ostatniej bitwie.




Конец ознакомительного фрагмента.


Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию (https://www.litres.ru/pages/biblio_book/?art=43696247) на ЛитРес.

Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.



Если текст книги отсутствует, перейдите по ссылке

Возможные причины отсутствия книги:
1. Книга снята с продаж по просьбе правообладателя
2. Книга ещё не поступила в продажу и пока недоступна для чтения

Навигация